/
EN

List do Kazimierza Twardowskiego z 13.05.1925

Toruń, 13. V. 1925 r.

 

Wielce Szanowny Panie Profesorze!

            Pragnąc, by Wielce Szanowny Pan Profesor był poinformowany o stanie sprawy mego przeniesienia do Lwowa, muszę donieść o fakcie, o którym dzisiaj się dowiedziałem. Dziś mianowicie nadeszła nominacja moja /w odpisie/ na posadę we Lwowie w V. gimnazjum, w tem samem więc, w którym była ogłoszona posada konkursowa, której mi przyznać nie chciano. Równocześnie jednak zaszedł ten fakt, że nazwano mię w tym piśmie „tymczasowym nauczycielem w Toruniu”. Fakt ten wywołał w Kuratorjum tutejszem ogólne zdumienie, nikt tutaj bowiem nie uważał mię dotychczas za tymczasowego nauczyciela. Fakt ten wywołał także zdumienie we mnie, jeszcze bowiem dwa tygodnie temu pisał do mnie p. Dr Janelli, że Kuratorjum Lwowskie wystosowuje wniosek do Ministerstwa o przeniesienie mię w „tym samym charakterze”, który mam tutaj, do Lwowa, przyczem w nawiasie umieścił dopisek „jako rzeczywistego nauczyciela”. Nie wiem jak się sprawa przedstawia w myśl pragmatyki austryjackiej, wiem jednak pozytywnie, że w każdym razie „tymczasowym nauczycielem” w Toruniu nie jestem. Kuratorjum tutejsze wyraźnie rozróżnia „nauczycieli tymczasowych” od „nauczycieli”, tak dalece, że w chwili, gdy któryś z tymczasowych nauczycieli uzyskuje kwalifikacje, to Kuratorjum stawia do Ministerstwa wniosek o przemianowanie na „nauczyciela”. W dekretach nominacyjnych jest zawsze wyraźnie zaznaczone, że dany nauczyciel jest albo„tymczasowy”, albo że jest nauczycielem gimnazjum. Moja nominacja brzmi: „Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego postanowieniem z dnia 20 sierpnia 1921 mianował Pana nauczycielem gimnazjum państwowego w Toruniu”. Nigdy też w żadnem piśmie do mnie nie było wzmianki o tem, jakobym był nauczycielem „tymczasowym” – a nadto przysługują mi tu różne prawa, których nauczyciele tymczasowi nie posiadają, np. mogę dostać zaliczkę, nie udzielaną nauczycielom tymczasowym. Że i Ministerstwo różnicę tę uznaje, najlepszy dowód, że przemianowuje nauczycieli tymczasowych na nauczycieli. Niespodziewane przypisanie mi charakteru nauczyciela tymczasowego nie jest więc zgodne ze stanem dotychczasowym, a nadto nie może uchodzić za wyraz faktu, że naprawdę ustalonym w nauczycielstwie nikt nie jest, bo całe to rozróżnienie bezpośrednio oczywiście nie ma nic wspólnego z nową ustawą pragmatyki i z przyszłą stabilizacją całego nauczycielstwa. Nie można go też w ten sposób interpretować, jakoby określenie „tymczasowy” oznaczało specjalną kategorję nauczycieli w byłym Zaborze austryjackiem, w myśl takich, czy innych przepisów dawnej pragmatyki austryjackiej. Nie na tej podstawie mianowano mię bowiem w Toruniu, i nie można mi na podstawie jakichś innych, tu nieważnych przepisów zmieniać mego charakteru służbowego.

            To jest stan rzeczy obecny. Napisałem zaraz do p. Dr Janellego prywatny list, że się na takie przemianowanie mię zgodzić nie mogę, i że będę w danym razie, o ile Kuratorjum Lwowskie samo tego pisma nie zwróci do Ministerstwa z prośbą o skorygowanie go, rekurował do Ministerstwa. Jasną jest dla mnie rzeczą, że Ministerstwo samo tego pisma nie zmieni. Nie byłoby bowiem wówczas możliwą rzeczą odmówić mi stałej posady we Lwowie, ani też zdegradować mię bez powodu w charakterze służbowym. Umyślnie więc wstawiono słowo „tymczasowy” licząc zapewne na to, że ja się nie zorjentuję, albo dam wszystko ze sobą zrobić, byle się dostać do Lwowa.

            Jakie są moje uczucia w tej chwili, nie będę pisał. Zauważę tylko, że nie myliłem się w pierwszym mym liście do Wielce Szanownego Pana Profesora, wietrząc w odpowiedzi danej prof. Łempickiemu nieprzyjazne zamiary pod moim adresem. Co dalej zrobię, nie wiem. Wiem tylko, że na żadną degradację stawiającą mię na równi z nauczycielami, którzy posiadają po trzy semestry, albo w ogóle uniwersytetu nie widzieli, zgodzić się nie mogę. Stałoby to bowiem w sprzeczności z moją kilkuletnią uczciwą i wytężoną pracą w szkołach polskich i z tem silnem przeświadczeniem, że obowiązki moje wedle najlepszej chęci i sił mych spełniałem.

            Nowego zresztą nic u mnie nie ma. Przed kilku dniami posłałem do druku mój wykład habilitacyjny, który wyjdzie w jubileuszowym roczniku tutejszego Towarzystwa Naukowego. Ponadto kończę przygotowywać do druku mój odczyt wygłoszony na Zjeździe we Lwowie. Przed kilku dniami przeglądałem i porządkowałem moje notatki i prace i przekonałem się, że mam przygotowany materjał do czterech rozpraw większych: I/. O podstawach teorji poznania, 2/. O budowie przedmiotu. 3/. O identyczności przedmiotu i 4/. O spostrzeżeniu zewnętrznem i zagadnieniu idealizmu. Naturalnie nie jest to wszystko pokończone i ostatecznie zredagowane. Trzebaby mieć jeszcze z rok lub więcej czasu, żeby te rzeczy ostatecznie wykończyć. Niestety marzenia o swobodnej, wyłącznie naukowej pracy są tylko marzeniami, których spełnienie wciąż dalekie ode mnie. To, co dać jestem w stanie, to tylko produkt tych strzępów godzin, które mi od innych zajęć pozostają. Cóż robić, nie jestem pod tym względem u nas wyjątkiem.

            Przepraszam za ten smętny nastrój tego listu, ale doprawdy czasem człowiekowi ręce opadają, nawet wówczas, jeżeli się ma tyle uporu i umiłowania pracy, co ja.

            Łączę wyrazy mego głębokiego poważania i szacunku

Roman Ingarden