/
EN

List do Kazimierza Twardowskiego z 28.03.1922

Data powstania 28.03.1922
Powiązane miejsca Paryż, Toruń, Warszawa
Sygnatura w archiwum PTF Rps 02.1, t. XII
Prawa autorskie wszystkie prawa zastrzeżone
Rodzaj zasobu list

Toruń 28. III 1922 r.

 

Wielce Szanowny Panie Profesorze!

 

            W chwili, gdy otrzymałem list Wielce Szanownego Pana Profesora miałem bardzo wiele zajęcia; wykańczałem bowiem artykuł o M. Schelerze dla „Przeglądu Warszawskiego”. Potem wyjechałem na kilka dni na Zjazd T.N.S.W. w Warszawie, jako delegat tutejszego Okręgu, i dopiero dziś wróciłem do domu.

            Dziś więc dopiero mogę jak najgoręcej podziękować Wielce Szanownemu Panu Profesorowi za Jego list ostatni z dn. 17 bm., a zwłaszcza za stanowisko zajęte przez Pana Profesora wobec sprawy mej habilitacyi. Stanowisko to znów dodało mi trochę nadzieji, że będę się mógł kiedyś całkiem poświęcić pracy naukowej, w której – jak SzPan Profesor trafnie stwierdza – widzę istotne zadanie mego życia. Zrobię też wszystko, by zaufania Pana Profesora do mnie, jakie przejawia się w słowach Jego ostatniego listu, nie zawieść. Wiedza zaś, że dotychczasowa praca nie całkiem była bezowocną, wzmocni me siły w dzisiejszych tak trudnych czasach.

            Co do sprawy stypendjum francuskiego, to zupełnie rozumiem stanowisko Pana Profesora i całkiem uznaję, iż ten kandydat, który w ostatnim roku musiał się pogodzić z losem pozostania w kraju, ma nie tylko formalne, ale i moralne prawo pierwszeństwa przede mną. Wobec faktu jednak, że perspektywa owocnej pracy naukowej przy 30 godzinnej pracy w szkole (+ kłopoty domowe) jest niezbyt wielką, postanowiłem przecież spróbować, czy nie udało by się tej sytuacyi zmienić. Skorzystałem więc z okazyi pobytu w Warszawie i zaszedłem do p. Michalskiego (naczelnika Wydz. Nauki w Min. W. R. i O P) i przedstawiłem mu sytuacyę w jakiej się znajduję i zapytałem, czy mimo wszystko nie byłoby widoków na wyjazd za granicę. Pan Michalski odpowiedział mi, że może byłoby możliwe, żeby Uniwersytet Warszawski, który ostatnio wysłał chemika do Paryża, postawił mą kandydaturę, i zaproponował mi, żebym się porozumiał w tej sprawie z prof. Kotarbińskim. Gdyby zaś okazało się to z tych czy owych względów niemożliwem, zaproponował mi, żebym postarał się przez Dyrekcyę Gimnazjum o zniżkę godzin lub o urlop, przy czem wyraził ze swej strony gotowość nadania mi na ten czas stypendyum ministeryalnego, które by mi pozwoliło obywać się bez sum zyskiwanych z godzin nadliczbowych w szkole.

            Miałem zamiar porozumieć się z prof. Kotarbińskim; wobec tego jednak, że zanim do tego doszło, dowiedziałem się, iż istnieje kandydat inny, znacznie (bez porównania wogóle!) bardziej zasługujący na umożliwienie mu wyjazdu do Paryża, człowiek nadto, z którym jestem w bardzo bliskich stosunkach osobistych, postanowiłem zrezygnować ze starań o stypendjum francuskie. Druga bowiem propozycya p. Michalskiego – o ile tylko nie napotka na trudności ze strony szkoły – da mi – mam nadzieję możność napisania pracy habilitacyjnej i przygotowania się do colloquium. Oczywiście o zniżce godzin lub urlopie może być mowa dopiero od początku przyszłego roku szkolnego. Że jednak w tym roku okres najcięższej pracy już minął, a potem wakacye, więc mam nadzieję jeszcze przed wrześniem osiągnąć takie wyniki pracy, że potem pół-roczny urlop pozwoliłby mi ukończyć pracę habilitacyjną.

            Oczywiście wiele tu zależy od wyboru tematu pracy – i bardzo też jestem wdzięczny, iż Wielce Szanowny Pan Profesor proponuje mi porozumienie się w tej sprawie. Otóż chciałbym przedewszystkiem wyłuszczyć pewne ogólne przesłanki, a potem zarysować w krótkich słowach temat, i zapytać, czy nadawałby się – zdaniem Pana Profesora, na pracę habilitacyjną.

            Otóż sądzę, że nigdy nie powinno się pisać żadnej pracy naukowej, a zwłaszcza filozoficznej, dlatego, że ma służyć do jakichś praktycznych, poza-naukowych celów. Każda praca powinna być zaspokojeniem pewnych potrzeb czysto poznawczych – i tylko taka praca może mieć istotną wartość kulturalną. Wszystko inne – to – „literatura”. Nie wyklucza to oczywiście, by nie można pracy wyrosłej na gruncie osobistych potrzeb poznawczych spożytkować dla pewnych praktycznych celów n.p. habilitacyi. Pragnąłbym więc, aby i moja praca habilitacyjna była wyrazem mych potrzeb poznawczych, czyli, żeby temat jej wyrastał ze splotu zagadnień dla mnie żywotnych i zagadnień, których rozwiązanie jest mi osobiście dla mego życia duchowego potrzebne.

            Jakiż jest tam splot zagadnień, które mię zajmują? By dziedzinę ich zakreślić – to zagadnienia poznawcze (epistemologiczne). Z pośród ogółu zaś zagadnień poznawczych – istota i wartość poznania świata realnego zewnętrznego – wraz ze swemi konsekwencyami metafizycznemi („idealizm” – „realizm” i t.d.). Wśród tych zaś problemat centralny, problemat najważniejszy nowoczesnej – począwszy od Hume’a – teoryi poznania: problemat „objektywnej” wzgl. jeśli tak wolno powiedzieć „metafizycznej” ważności tego, co Kant nazwał „kategoryami”, co n.p. u Bergsona nazywa się „schematami poznania intelektualnego”. Innemi słowy, a konkretniej: czy poznanie zmysłowe (spostrzeżenie zewnętrzne), które przedstawia nam świat jako zbiór względem siebie samoistnych elementów (substancyi) pozostających w stosunkach przy czynowych jest właśnie pod formalnym względem kategoryalnej budowy świata rzeczywistego, zewnętrznego, prawdziwe, czy nie. Pytanie to zresztą tyczy się tak samo dobrze obrazu świata dostarczanego nam przez spostrzeżenie zewnętrzne, jak i obrazu świata, do którego zmierza ostatecznie fizyka. Pod względem kategoryalnym nie ma tu istotnej różnicy – wszak pogląd atomistyczny jest jakby tylko mikroskopową projekcyą obrazu świata naocznie spostrzeganego (mówiąc obrazowo).

            Problemat metafizycznej ważności systematu kategoryi zarysował mi się już całkiem wyraźnie przy pracy nad Bergsonem i wszystko, na czem od tego czasu myślałem i pracowałem, służy do rozwiązania tego problematu. Jest to zarazem i jedno z centralnych pytań „Ideen zu einer reinen Phaenomenologie” – tak, że rozwiązanie go, poza życiowem rozwiązania tego znaczeniem, pozwoli zająć ostateczne stanowiska tak względem Bergsonizmu, jak i t. zw. „idealizmu Husserla”, jak i Kantyzmu. Przypuszczam więc, że gdyby udało się rozjaśnić mroki skupione dokoła tego problematu, to uczyniłoby się ważny krok naprzód w dziedzinie teoryi poznania – no i w metafizyce. Lecz by móc przystąpić do tego zagadnienia, należy wpierw opracować  cały szereg kwestyi na pierwszy rzut oka pozornie luźnie związanych z danem zagadnieniem (które tu oczywiście tylko jak najbardziej ogólnikowo naszkicowałem). Kwestye te grupują się z jednej strony w cykl zagadnień metodycznych (z których n.p. jednym szczegółem są sprawy pracy, z której ogłosiłem I rozdział w IV t. „Jahrbuchu” p.t. „Ueber die Gefahr einer petitio principii in der Erkenntnistheorie”, inne zarysowane są szkicowo w I i II. rozdziale, krytycznej, ogłoszonej już, części pracy o Bergsonie), z drugiej strony w splot zagadnień z dziedziny formalnej ontologii (w rozumieniu Husserla). Most wiodący od wyżej podanego zagadnienia centralnego do zagadnień ontologicznych z niem związanych, da się krótko ująć w słowa następujące: By móc odpowiedzieć na pytanie, czy poznanie świata zewnętrznego jest prawdziwe pod względem kategoryalnym, wzgl. korelatywnie, czy przedmioty rzeczywiste mają „naprawdę” taką strukturę kategoryalną, jaką zdają się mieć wówczas, gdy do ich poznania posługujemy się spostrzeżeniem zmysłowem i całą metodą nauk empirycznych, – by na to pytanie odpowiedzieć, trzeba przedewszystkiem całkiem wyraźnie i jasno zdać sobie sprawę z tego, jaką jest ta domniemana budowa kategoryalna. Trzeba więc przedewszystkiem dobrze wiedzieć, co to jest przedmiot, co to jest cecha przedmiotu, co to jest tożsamość przedmiotu, co to jest stosunek między przedmiotami, stosunek przyczynowy i t.d. Innemi słowy: by osądzić rolę, znaczenie struktur kategoryalnych (czy n.p. są tu pewne podstawowe struktury inkarnowane we wszelkim samoistnie bytującym przedmiocie, czy też, jak chce Kant, są to tylko subjektywne formy narzucane na obcą im rzeczywistość i t.p.). Trzeba najpierw poznać – jeżeli tak wolno powiedzieć, treść tych struktur (czem jest qualitas, czem substancya, co należy do sensu substancyi, cechy, stosunku, stanu rzeczy i t.d.).

            Nie wiem, czy te kilka zdań może wyjaśnić, o co mi w tym wypadku chodzi. Jeżeli nie, to proszę uprzejmie o powiadomienie mię o tem, a będę starał się być jaśniejszym.

            Otóż ta druga grupa zagadnień ontologicznych zajmuje mię już trzeci rok. Bez jakiego takiego zoryentowania się w tych sprawach nie mogę pójść dalej w zagadnieniu centralnem. Otóż gdyby było możliwem napisać jako rozprawę habilitacyjną coś z tej dziedziny, byłbym bardzo zadowolony, bo w ten sposób mógłbym nie schodzić z drogi wytkniętej na szereg lat pracy. – Zagadnienia te są wprawdzie bardzo trudne i powikłane. Nadto spraw mnóstwo się przy każdym kroku wyłania. Jakie takie opracowanie tej dziedziny to może i kilkanaście lat pracy. Toteż za temat pracy habilitacyjnej wziąłbym tylko kilka stosunkowo drobnych spraw – częściowo już opracowanych przeze mnie, częściowo dopiero zarysowujących się jak np. rozróżnienie rozmaitych pojęć „przedmiotu”, opracowanie – na tle jednego z tych pojęć – istoty stosunku zachodzącego między „przedmiotem” a „cechą”, przeprowadzenie rozróżnienia różnych typów „cech”. Sprawy te wiążą się z jednej strony z „tożsamością” przedmiotu, „zmianą” przedmiotu, z drugiej zaś z „naturą” przedmiotu. Przytem wolałbym pisać o tem kilka mniejszych rozpraw, luźniej powiązanych z sobą niż jedną większą pracę. Wszystko możnaby nazwać: „Elementy nauki o przedmiocie”.

            Gdyby sprawy te zdaniem Pana Profesora nadawały się na pracę habilitacyjną – służyłbym bliższymi wyjaśnieniami i zabrał się zaraz całą parą do roboty. Jeżeli zaś nie, wyszukałbym jakąś inną grupę zagadnień ważnych dla mnie. – Raz jeszcze serdecznie dziękuję za stanowisko WPana Profesora i łączę wyrazy głębokiego poważania

 

Ingarden