/
EN

List do Zofii Lissy z 11.05.1954

Kraków, d. 11.V.54 r.

 

Droga Pani Zofio,

w związku z wczorajszą naszą dyskusją mam jeszcze pewne uwagi.

Przede wszystkim przykro mi, że mówiłem pewne rzeczy tonem zabarwionym emocjonalnie, ale stało się to dzięki temu, że doznałem pewnego zaskoczenia: byłem przygotowany /i to także w tym sensie, że się do tego przygotowałem osobno/ na dyskusję roboczą o szeregu szczegółach Pani rozprawy, które jak sądzę powinny były być zmienione resp. usunięte przed drukiem, z Panią i Panią Stefenią. Tymczasem zastałem systuację /a raczej zrobiła się niebawem po mym przyjściu/, że musiałem z Panią rozmawiać w obecności osób trzecich, nieznanych mi częściowo, wskutek tego przygotowany materiał musiał zostać odłożony na później, a dyskutowaliśmy po raz wtóry o tych samych sprawach, co w PAN, wobec osób, na których przyjście nie byłem przygotowany. To wywołało pewne podniecenie, które się odbijało na sposobie dyskutowania.

Po wtóre: Cieszyłbym się, gdyby Pani przeczytała moją rozprawę: O poznawaniu cudzych stanów psychicznych, ogłoszoną w XIII tomie Kwartalnika Psychologicznego z r. 1947. Tam jest m.i. omówiona krytycznie teoria asocjacyjna, podobnie, jak inne teorie /wnioskowania per analogiam, wczucia się itd./. Problemat jest w pewnej mierze a n a l o g i c z n y /choć z pewnością nie ten sam/, co przy sprawie pojawiania się pewnych jakości emocjonalnych na podłożu tworów dźwiękowych w muzyce. Nie ten sam, ponieważ z tzw. wyrazu twarzy dowiaduję się konkretnie o właśnie zachodzącym indywidualnym stanie uczuciowym mego rozmówcy czy człowieka pozostającego ze mną w jakiejś wspólnej sytuacji życiowej, a z np. Preludium 20 Chopina o tego rodzaju konkretnym stanie psychicznym Chopina, zachodzącym w pewnym ściśle określonym czasie jako pewien realny fakt w świecie – nie dowiaduję się, choć narzuca mi się pewna całkiem określona j a k o ś ć emocjonalna, która jest czymś nowym jakościowo od jakości brzmieniowych rozwijających się tworów brzmieniowych, jakkolwiek na nich osadzona i tak samo naocznościowo mi obecna /spostrzeżeniowo a nie wyobrażeniowo – jakby to być musiało, gdyby to był moment skojarzony./ jak same twory brzmieniowe właśnie granego preludium. Sytuacja jednak w obu wypadkach /preludium i współżyjącego ze mną człowieka, którego stan spostrzegam/ jest pod tym względem taka sama, że w obu wypadkach prócz brzmienia głosu – resp. tworów brzmieniowych utworu muzycznego – dana mi jest pewne jakość pozabrzmieniowa: jakość emocjonalna. Dlatego sądzę, że dobrze byłoby, gdyby się Pani zapoznała z krytyką kojarzeniowej teorii /i innych/ poznawania cudzych stanów psychocznych. Są one u mnie przedstawione i krytycznie omówione.

Po trzecie: powiedziałem u wstępu na wesoło, że Pani powinna się ”nauczyć” mej rozprawy o Tożsamości dzieła muzycznego /której całości rozbudowanej do postaci książki nie pozwolono mi ogłosić w r. 1950, czytała ją Pani Stefania/, ogłoszonej w r. 1933 w Przeglądzie Filozoficznym, ponieważ dwukrotnie Pani cytując ją cytowała w sposób niezgodny z rzeczywistością: raz w swym artykule p.t. Czy muzyka jest sztuką asemantyczną /nie pamiętam, czy dokładnie tak brzmiał tytuł Pani rozprawy, jeżeli się pomyliłem, to b. przepraszam/, po wtóre podczas dyskusji w PAN, gdy przypisywała mi Pani twierdzenia, których nigdy nie wypowiedziałem. Pozatem myślę, że rozprawa moja zawiera szereg rozróżnień rzeczowych i ustaleń pojęciowych, bez których nie można porządnie mówić o dziele muzyki, nie mówiąc o tym, że np. co do zagadnienia: organizacji czasu w dziele muzycznym i jego własnego czasu muzycznego, rozprawa ta była prekursorska, i dopiero teraz w 20 lat później są te rzeczy na nowo odkrywane we Francji.

Pozatym rozprawa ta usiłuje mówić o szeregu  spraw precyzyjnie, o których u muzykologów mówi się w sposób b. nieprecyzyjny. Pewien trening myślowy więc uzyskany przy jej lekturze może byłby pożyteczny dla muzykologów.

To, co mię razi w Pani pracach z lat ostatnich, to właśnie zatrata pewnej precyzji w sposobie pisania. Bardzo zależałoby mi na tym, by Pani – nie naruszając Swego stanowiska merytorycznego – powróciła do tego sposobu pisania, który Pani posiadała jeszcze przed wojną. Próbowałem czytać szereg Pani prac powojennych m.i. skrypt o estetyce muzyki, i miałem wiele kłopotów, by wykombinować, co Pani naprawdę chce powiedzieć używając różnych zwrotów dość nieokreślonych. Ponieważ zawsze w tej samej postawie starszego przyjaciela odnoszę się do Pani i jej dorobku naukowego, więc zależałoby mi na tym, by przez zwrócenie Pani uwagi na pewne sprawy natury raczej technicznej dopomóc Pani. Pani jest osobą, która nie ustaje w pracy i która włożyła wiele wysiłku, by dojść do pewnych ogólniejszych wyników,/ czy one są dla mnie sympatyczne, czy nie, i dlatego sądzę, że ten wysiłek powinien nie pójść na marne przez pewne wady techniczne. Stąd moja oferta dyskusji, zresztą byłbym ją zrobił znacznie wcześniej, ale Pani przez szereg lat wyraźnie stroniła ode mnie. Teraz, gdy zdaje się dzięki Pani wziąłem udział w dyskusji w PAN i stosunki teoretyczne między nami doznały pewnego ożywienia, ofiarowałem Pani chęć tej samej pomocy teoretycznej, jaką służyłem Pani przed wojną, przez szereg lat.

Tyle na razie. Przesyłam serdeczne pozdrowienia i
ukłony. Gdy będę wiedział, kiedy pojadę do Warszawy,
dam Pani znać. Jestem związany terminami posiedzeń
Komitetu Biblioteki Klasyków, więc nie wiem, czy
przyjadę akurat w czasie, gdy Pani jest wolna do dyskusji.