/
EN

List od Edmunda Husserla z bd.bd.1924

[prawdopodobnie w okolicach Świąt Bożego Narodzenia 1924]

 

Drogi Panie,

od tygodnia wypoczywamy w Breitnau, którego Pan pewnie nie zna – godzinę drogi pieszo od Hirtenzarten (Höllentahlbahn, kolejka Höllenthal), 1025 m n.p.m. Rozkoszowaliśmy się promieniami górskiego słońca, ciepłymi prawie jak w lecie, gdy tymczasem dolinę spowijała chłodna mgła. Dzisiaj zrobiło się deszczowo, i co rychlej do Pana piszę. Jakże karygodnie traktowałem Pana, mego wiernego przyjaciela, nie odpowiadając na niejeden radujący me serce list (choć na pewno zaginął mój jeden list z poprzedniego lata!) Ale to naprawdę nie bagatela, kiedy pracuje się nad czymś wielkim, czego nie wolno zostawić, i w obliczu wszystkich tych akademickich obowiązków, jakże czasochłonnych przez długie okresy czasu, podtrzymywać taką nad wyraz obszerną korespondencję. Jeśli nie zbiorę w moim wieku plonów życia, będzie to sytuacja tragiczna. Dlatego muszę wykorzystać każdą godzinę. – To dla mnie bardzo przykre, że moich najlepszych uczniów i przyjaciół (a któż byłby mi naukowo i osobiście bliższy niż Pan?) dzieli ode mnie taka odległość. Pańskie życzenie, by znów być bliżej mnie, jest bezsprzecznie również i moim życzeniem. Pański plan związany ze Szwajcarią najpierw bez reszty mnie zafascynował. Wydaje mi się jednak raczej niewykonalny. Nie ma tam co prawda niemieckiego nacjonalizmu, a zdolnym zagranicznym docentom, niezależnie od narodowości, nie stwarzają przy habilitacji właściwie żadnych trudności. Ale Szwajcaria ma swój szwajcarski nacjonalizm, stypendia otrzymują tylko rodowici Szwajcarzy. W przypadku wolnych stanowisk (profesur) rozpisywany jest ogólny konkurs, każdy może zgłosić swoją kandydaturę. Ale widoki na powodzenie są znikome, i ponadto nie ma teraz wolnych stanowisk, o ile mi wiadomo. A jednak, jakże koniecznym byłoby, żeby znów nawiązał Pan tu z nami naukową łączność. Niestety był Pan we Fr[yburgu] w niekorzystnym czasie. Ponieważ brakowało wtedy filozoficznej publiczności, żyłem własnymi studiami i nie dzieliłem się na wykładach tymi najlepszymi, dopiero co dojrzałymi przemyśleniami. Jaka szkoda, że nie brał Pan udziału w ostatnim tutejszym cyklu wykładów ani w seminariach, często bardzo podniosłych (złożonych zazwyczaj ze starannie dobranych uczestników). Wykłady miały charakter nowych systematycznych projektów, i zapewne na nader wysokim poziomie, odpowiednim właśnie dla takich osób jak Pan. W latach 1918-23 miałem naprawdę wyjątkowych słuchaczy. Nawiasem mówiąc, pan Schayer jest mało kompetentny, by zdawać tu Panu relację. Nie jest prawdą, że nie przyjąłem go na seminarium, ponieważ jeszcze w czasach, kiedy nie musiałem tak rygorystycznie dobierać sobie słuchaczy, brał przez jeden semestr udział w ćwiczeniach. Ale nie był w stanie uczestniczyć tak naprawdę. Niechybnie były jeszcze inne osoby na niższym poziomie, przez pewien czas nawet opozycyjna grupa zwolenników Schelera; ale było sporo przyjemnych osób. Zapewne w ferworze własnej pracy nie byłem wtedy taki przystępny. Zapewne też dlatego, że prowadziłem nazbyt głębokie, nazbyt trudne wykłady, bodaj te dwa uzupełniające się wykłady dot. kwestii fundamentalnych, jeden: „filozofia pierwsza”, w trakcie którego przedstawiłem najbardziej radykalne fenom[enologiczne] uzasadnienie sensu oraz doniosłości redukcji fenomenologicznej, drugi – projekt krytyki poznania transcendentalno-fenomenologicznego, jako ostateczny fundament każdej obiektywnej krytyki poznania. Wierzę, że w tych kwestiach jak i wielu innych zrobiłem duże postępy i wzniosłem filozofię fenomenologiczną na nowy poziom. Zapewne wkrótce będzie się Pan mógł z tym zapoznać i – jak sądzę – zrozumieć i czerpać z tego przyjemność. Również koncepcje z dawnego wykładu z Getyngi z r. 1909/1910, w którym wypracowałem wprowadzenie i rozszerzenie redukcji fenomenologicznej na intersubiektywność, wyłożyłem teraz w nowej postaci (f[enomenologia] tylko z pozoru jest solipsystyczna, pełna redukcja trans[cendentalna], wykraczając ponad ego, rodzi zespolone z nim otwarte Ja-Wszechświat). Teraz przerabiam te projekty, by mogły ukazać się w roczniku – medit[ationes] d[e] pr[ima] phil[osophia] ze stanowiska najbardziej uniwersalnego i radykalnego. Myślę, że tym razem się uda. Ostatniego lata zabrakło mi czasu i sił z powodu problemów zdrowotnych, właściwie nieistotnych, dlatego pierwsza próba się nie powiodła. Jestem jeszcze – aż nazbyt – wydajny, widzę, że wdrapałem się wysoko i po 3-4 dziesięcioleciach nieprzerwanej pracy dotarłem na przerzedzone, jasne wysokości, aż nadto. Nie sądzę, bym miał zostać teraz odwołany, kiedy mam tak dużo do powiedzenia, i w dodatku dokładnie to, czego powiedzenie było moją misją. Ale wola Boga. Chcę z Nim nadal walczyć, aż mnie pobłogosławi, i tworzyć z zapałem nie szczędząc trudów, aby uporządkować i przygotować do użytku moje zbiory. W pierwszej kolejności liczę tu na Pana – znam zaledwie kilka osób, które studiują moje pisma tak intensywnie, jak te tego wymagają. Niewielu jest autorów, którzy tak długo ważyli i tak głęboko podbudowywali swoje prace – i zapewne też tak bezmiernie cierpieli pod ciężarem odpowiedzialności. To nie szczęście, ale ciężki los, by żyć w przekonaniu, że jest się powołanym do wyznaczania nowych dróg na przyszłość dla całej filozofii i nauki; będąc jednocześnie przekonanym o dysproporcji między małością własnego talentu a wielkością takiego zadania.

Chcę jeszcze powiedzieć, jak bardzo nas cieszy, że paczka z Pańskimi książkami, której wysłanie tak nam tutaj utrudniano, dotarła w końcu na Pańskie ręce. Moja żona i ja serdecznie Pana pozdrawiamy. Do widzenia, miejmy nadzieję, wkrótce! Oddany Panu

E. Husserl

 

 

Pańskie Pytania esencjalne przeczytałem na razie tylko wyrywkowo. Dziękuję za egzemplarz z dedykacją. Być może uda mi się jeszcze tutaj przestudiować całość. Kawał dobrej roboty i sporo przenikliwości! Do szczegółów nie mogę się w tej chwili odnieść.

Jeśli chodzi o Pańskie plany związane z wprowadzeniem do f[enomenologii], to radziłbym Panu odczekać jeszcze wydanie moich Medytacji. W zasadzie nie ma trudniejszego przedmiotu niż wprowadzenie, a jednak istnieje potrzeba takiego wprowadzenia, zarówno dla samej filoz[ofii] jako filoz[ofii], jak i dla osób początkujących, dla których takie wprowadzenie należy wszak napisać inaczej.