/
EN

List od Stefana Morawskiego z 30.11.1965

30.11.65

Szanowny i Drogi Panie Profesorze,

 n       Dziękuję za Jego list z 28 bm Od razu odpisuję. Jeszcze raz proszę wybaczyć i zrozumieć że nie jestem w stanie załatwić przesyłania Panu egzemplarzy „Studiów…” choć merytorycznie myślę to samo co Pan.

 n       Niezbyt przyjemna jest również dalsza część tego listu. Domyślam się, że sprawa p. Makoty była głównym bodźcem Pańskiego długiego apelu do mnie. Drogi Panie Profesorze… i w tym przypadku podzielam Pańskie zdanie. I znów jestem bezsilny. Nie pojmuję dlaczego odsunięto z uniwersytetu p. Makotę. Myślę, że dużo w tym – jeśli zgoła nie wszystko – winy lokalnych opinii. O ile mogę, o tyle wpływam na właściwe odnoszenie się do Pańskich uczniów i zdam sobie sprawę iż w estetyce nie ma w tej chwili nic bardziej dojrzałego, przynajmniej w naszych warunkach. A jeśli głoszę lekki XXX będąc jednocześnie w polemice z Pańskimi koncepcjami (abstrahuję teraz od tego ile się od Pana nauczyłem i ile sobie przyswoiłem z Jego dzieła) – tym bardziej to się powinno liczyć. Nb. w sprawie pani Gołaszewskiej napisałem długą i pochlebną opinię dla władz najwyższych, by spowodować nareszcie przyznanie jej docentury.

—–

 n       A teraz co do mej recenzji z pracy p. Makoty. Wydawało mi się że jest pozytywna mimo polemiki. Tak bowiem myślę tej książce. Zakończenie nie jest wcale „grzecznościowe” – jest swego rodzaju uzasadnieniem dlaczego tyle miejsca i czasu poświęciłem właśnie tej pracy. Nie mam ochoty ani czasu na zajmowanie się racjami lichymi. Wspomina Pan także, że niesłusznie twierdzę iż p. Makota oddziedziczyła po Panu kłopoty z intencjonalnością… Nasza korespondencja wciąż obracała się wokół tego pojęcia… Stawiałem Panu wielokrotnie pytania i to w rozmaitych kształtach. Nieraz sprawy wyjaśniał mi Pan, przyznając że pojęcie „mieni się”. Ostatnio był Pan tak zajęty, że nie mógł Pan odpowiedzieć na moje kilkanaście zagadnień które wyłożyłem na gruncie uważnej lektury Jego prac.

 n       Nie twierdzę wcale stanowczo, że mam rację. Może jej nie mam; może zaiste to ja mam jako czytelnik i interpretator kłopoty, a nie Pan jako autor. Proszę mi tylko wierzyć, że moje sformułowania tego typu nie są nigdy „zaczepką” ani też „wymądrzaniem się”. Poprostu  tak Pana jak dotąd percypuję… (A propos, artykuł Csato… jakże byłoby dobrze żeby Pan i nań odpowiedział)

—–

 n       Wreszcie co do „Studiów” w ogóle i mych artykułów. Proszę koniecznie napisać które artykuły uważa Pan za przykłądy analfabetów estetycznych. Nie chce być wcale zbyt liberalny. Może po prostu niedowidzą… Co do dyskusji z Wallisem, to zaiste dzielę jego mniemanie o XXX. To co sam miałem do powiedzenia na ten temat, napisałem w szkicu o realizmie. Dlaczego Pan taki pogląd odrzuca definitywnie? Co zaś tyczy się szkicu o kryteriach oceny, bardzo bardzo proszę by Pan go jeszcze raz przeczytał. Twierdzi Pan chyba jak sobie jesteśmy tu bliscy, choć zdaje się Pan zarzucać mi psychologizm i socjologizm. Oczywiście proszę o Jego uwagi krytyczne, choćby najostrzejsze. Mnie wydaje się wszakże, że znajduję coraz więcej wspólnych rozwiązań z Panem mimo iż Pańska metoda jest mi daleka. Nb. ostatni Pański szkic (z Studiów…) uważam za najwierniejszą jego wypowiedź estetyczną w tej materii. I tyle tam uwag i spostrzeżeń, które wydają mi się „moje”… T.zn. moje myśli Pan mi dobitniej uświadomił. Przecież moje kryteria oceny poprzez kryteria wartości idą ku Pańskim jakościom doniosłym…

     n       Skoro już jesteśmy przy Pańskim szkicu, bardzo proszę, by Pan przesłał poprawki. Wprowadzę je chociaż do egzemplarzy naszej biblioteki. Jeśli zdarzyły się, to jednak wina Pańskiego tekstu. U mnie (wide: errata) też są grube „byki”. Okazało się że od pierwszej korekty. A ja chyba mi wszystkie jeszcze błędy wyłapałem.

—–

     n      Jeszcze raz p. Makota. O pracy w PAN-ie teraz nie ma mowy. Proponuję cierpliwość. Jeśli w roku następnym (jesień 1966) powstanie Zakład Estetyki w Instytucie Filoz. i Socjol. PAN, możnaby pomyśleć o „stacjach” …  w Krakowie etc. Wtedy powrócimy do sprawy, dobrze?

Najlepsze pozdrowienia
 n       Pański
 n       Stefan Morawski

P.S. Kochany Panie Profesorze, męczę Pańskie oczy… ale wciąż nie mam czasu, by przygotować „Estetykę” (swoją) do druku… więc jakże mam uczyć się pisania na maszynie.

 

Nadbitki Pańskie prześlę przez p. Gołaszewską.