/
EN

List od Władysława Witwickiego z 29.09.1924

            W Warszawie 29. IX. 1924 rano, poniedziałek

 

            Słusznie zgadujesz, żem wrócił. Właściwie dopiero wczoraj zacząłem mieszkać na Brzozowej, po powrocie z Przeworska, dokąd osobno wyjeżdżałem i po uporządkowaniu mieszkania, które pod moją nieobecność ślimaczem tempem przerabiano.

            Przeteem przez pół roku ni emiałem ustalonego adresu i nie wiedziałem dnia ani godziny, w której mi chwilowy adres zmienić wypadnie. Więc i pisać było trudno tem bardziej, że cały boży dzień człowiek ciężko pracował nogami chodząc i zwiedzając a wieczór nie zawsze był w domu i nie zawsze miał wolny stół do pisania i wolną głowę.

            Mimo to, napisałem z Rzymu do Ciebie, ale to gdzieś przepadło po drodze, skoroś nic nie odebrał. Swoją drogą, też się przyznam, że … pisać trochę się bałem: a nuż znowu jakie głupstwo napiszę w najlepszej myśli i on znowu skoczy jak oparzonyi wysypie mi takie teremtele, że nie będę wiedział, gdzie stoję. Nie gniewałem się jednak zupełnie, bo przecież to ja byłem  tym, który Tobie przypadkiem wlazł na nagniotek, a nie Ty mnie. Tylko to naturalne, że człowiek ucieka z pokoju, w którym kłaniając się, rozbił lustro, albo stłukł wazon z kwiatami. Bo cóż – ja już swoich ruchów nie zmienię; wiesz jak ten wierszyk popularny maluje pewną sztywność, która na człowieka przychodzi z wiekiem i niepodatność członków:

            “Gdym był młody i piękny, bardzo byłem hardy;

             Wszystkie członkim miał miękkie, tylko jeden twardy.

             Dziś kiedym się postarzał, znikł urok i wdzięki;

             Wszystkie członki stwardniały – tylko jeden miękki.

Otóż tak i u mnie i stąd ta, pewnego rodzaju, nieśmiałość w kontaktach osobistych.

            Z Twojej habilitacji bardzo się cieszę i szczerze Ci jej gratuluję. Jeżeli rozprawa po niemiecku, tem lepiej. Ktokolwiek jej w Polsce nie przeczyta, a usłyszy, że po nie niemiecku wyszła, powie, że znakomita – tem bardziej ktoś, kto ją przeczyta. Tylko tych będzie mniej. Jak zwykle w Polsce. O czemkolwiek ktoś u nas pisze w zakresie filozofii – pismo jego jest vox clamantis in deserto. A jak recenzję będziesz czytał, będziesz się zastanawiał, czy recenzent był głuchy, czy ślepy, czy może czytać nie umiał, bo o wielu rzeczach będzie pisał, tylko nie zawsze o tem, co Ty czarno na białem wydrukujesz.

            A propos recenzji, musiałeś czytać odpowiedź Pani Librachowej i Joteykówny na moja pracę o wadach ich psychologii dziecka. Twardowski … stanowczo radzi ni odpowiadać a redakcja Przegl. fil. w dopisku robi mi przytyk o to, że tak samo jak one zbyt “satyrycznie” zabarwiłem swoją pracę. Innemi słowy, że jednakowo nieprzyzwoicie piszemy wszyscy troje. Nie powiem, żeby mnie ten dopisek przekonał. I on, moim zdaniem, nie świadczy wcale o tem, że redakcja Przegl. umie rozróżniać obiektywny opis rzeczy, która była śmieszna przed opisem od: ośmieszania, albo dowód ujemnej wartości jakiejś roboty od: napaści. Są to, mojem, zdaniem, rzeczy zupełnie różne.

            Willa w Gdyni to moje zmartwienie. Zapożyczam się i wyprzedaję, aby utrzymać i od gruzów uchronić, to co zaczęte.

            Fedon ma wyjść na święta. Jest tam, obok rozbioru tych słabych dowodów platońskich i obok walki z jego ascetyzmem beznadziejnym pewna teoria dobra  w komentarzu. Co to właściwie jest “dobro” i co to znaczy “dobry”. Ale prawdopodobnie nikt tego nie będzie czytał. Platony nie idą teraz. To też Piątek już tylko 10% daje za Fedona, co uczyni razem 1500zł za parę miesięcy ciężkiej pracy. Muszę koniecznie już w tym roku zrobić ten podręczniczek psychologii do którego się od lat zabieram bez skutku. Dużo będzie roboty. Ale myślę, że równolytej z wykładami Wziąłem już na to zaliczkę z Książnicy – zupełnie jakby kto przyszłoroczne za…y sprzedawał.Widziałem w Paryżu P. Chmielnickiego. Bardzo się zrobił sympatyczny. Zupełnie przyjemnie się z nim rozmawia, tylko on, zdaje się, biedę klepie w tym Paryżu. Podobnie jak inni Polacy tamtejsi. Ten Paryż to dobre środowisko dla utrzymanych miljarderów brazylijskich, ale muzy po tem targowisku mało chodzą. Ten Janet plecie romanse o histeryczkach, Pieron fizjologię robi zamiast psychologii, a podręcznika Fröbesa dostać nie można na miejscu. Bo to jest “un prussien, un boche!” Wogóle Paryż mało mi się podobał po Rzymie i Włoszech. Włochy to jest niebo na ziemi i kraj zupełnie niebywały, a paryż to coś w rodzaju Warszawy, tylko na większą skalę, A te artystycznie kawiarnie na Mont Parnasse – to albo lokale na wzór restauracji “za drągiem” we Lwowie, albo cos jak szkocka kawiarnia i Roma, tylko u nich rosyjskich żydów więcej. Co odorabiają idee do miejscowych knotów i kiczów.

            Serdeczne pozdrowienia dla CIebie dla Twojej Pani

ode mnie i od mojej Pani

W.