/
EN

List od Władysława Witwickiego z 22.01.1924

Data powstania 22.01.1924
Sygnatura w archiwum ARI
Prawa autorskie wszystkie prawa zastrzeżone
Rodzaj zasobu list
Problematyka kwestie osobiste

22. I. 1924 Warsz. Wtorek wieczór

 

Zapewne – ale nic gorszego, jak gryźć się tym, na co poradzić nie można. Rerum irrecuperabilium felix oblivio. U mnie i oblivio niemożliwa ani się o nią staram. Tylko tak samo, jakbym stracił nogi, albo ręce – jakośbym jednak żył i nie byłbym nieszczęśliwy, choćby się tak komuś mogło wydawać na pierwszy rzut oka i wedle utartych uogólnień – tak samo i w tym przypadku – a nawet może lepiej, bo ja nie straciłem w swoich potomkach przyjaciół, tylko nigdy ich w nich nie miałem. Więc nie mogłem ich i stracić. To nic strasznego. Wdali się w matkę – to nie dziwne przecież. We mnie smaku nie znajdują – ale takich ludzi, którzy we mnie smaku nie znajdują, jest wiele – cóż to złego? Czyż każdy jest zobowiązany mnie lubić i szanować? Wcale nie. Nikt nie jest i nie może być zobowiązany do uczuć. Tembardziej ktoś sugerowany od 20 lat, od kołyski układany do polowania na tego kogoś.

Zresztą młodzi ludzie nie są po to żeby starych kochali. Janusz kocha Pannę Pajtak, a ja będąc nim, przy jego danych wewnętrznych – pewniebym tak samo wołał Panne Pajtak, niż człowieka, którego dobrze nigdy nie rozumiem, nie podzielam jego upodobań i odczuć, a tylko wiem, że z niego wyrosłem. Zważ, że oni we mnie odczuwają obcego – mimo wszelkie zabawy wspólne i wycieczki i nauki i biedowania i dzielenie się chlebem i płaszczem, czy butami. Ja ich nie biłem i nie brałem do łóżka pod kołdrę, kiedy podrastali – i stąd też ten brak rodzinnego odczucia u nich w stosunku do mnie. Ale to nie jest żadne nieszczęście. Ja również nie mam za grosz dodatnich uczuć rodzinnych. Ten tytuł, który z metryki płynie, nie jest dla mnie żadnym tytułem do pożycia z kimś. Żadnym. Ja doskonale znam poczucie obcości kogoś związanego krwią. Doskonale to rozumiem. Dzieci nie są, oprócz tego, małpkami do zabawy i do szczęścia starszych – dzieci nie są na pociechę rodzicom, tylko rodzice na pożytek dzieciom. To mówiłem zawsze i to mówię dziś. Chodzi nie o to, żeby mnie było przy nich przyjemnie, ale tylko żeby im było przezemnie dobrze. I żeby na uczciwych ludzi powyrastali. Ja przecież pójdę precz a oni zostaną. Ich to samo, co mnie, czeka za jakieś 30 lat. A może im się życie gładziej ułoży. Dałby los. Ja, co mogłem tylko, tom robił, żeby ich wszelkie potrzeby zaspokoić i dać im z siebie tyle, ile tylko potrafili wziąć. Dlatego jestem spokojny. A nie robiłem tego dla nagrody, dla wdzięczności, dla pozyskania ich sobie nawet, gdybym na to nie zasługiwał. Nic podobnego. Tylko z potrzeby wewn.

W żadnej t.zw. nieszczęśliwej miłości (jednostronnej) nie wolno za to źle myśleć, albo mówić o tej stronie, która nie może z siebie miłości wycisnąć. Nikt umyślnie nie przestaje i nie zaczyna kochać i nikt za to nie może odpowiadać. A nieszczęśliwa miłość jest stanem głupim i pogardy godnym – należy ją zawsze umieć w sobie wziąć w garść, o ileby człowiek coś podobnego w sobie kiedy znalazł. Wszystko jedno w jakim stosunku. Tak i ja robię. Więc i ty się tem nie gryź , bo nie ma czem. To mogą być bardzo przyzwoici obywatele i bardzo szanowni, a porozumiewać się będą z tymi, którzy im się okażą najbardziej krewni wewnętrznie – czy z innych jakich powodów najbliżsi. Oni; i ja też. Bo świata i portek z tego powodu nie opuszczę. Pa!

Spieszę się. Serwus. W.