/
EN

List od Władysława Witwickiego z 23.12.1924

Bardzo Ci dziękuję, za dar i list, który wczoraj otrzymałem. Rozprawa wydana bardzo pięknie i prędko – a po polsku kiedy wyjdzie?  Z pewną tęsknotą patrzę na jej grubość, daremnie szukając przed sobą tego wolnego miesiąca, czy dwóch, w ciągu których potrafiłbym ją przeczytać. Coś 178 stron! A to nie powieść przecież. I czytać trzeba z ołówkiem w ręku. Ale dużą nadzieję przywiązuję do rozdziałów p.t. „Zusammendassung” i t.p. Jakoś może tamtędu się przecisnę do środka. A najlepiej przez ustny referat. Przecież druk jest surygatem słowa.

Bardzo to dla mnie zaszczytne, że po raz pierwszy, i niewątpliwie ostatni znajdzie się moje nazwisko , dzięki tej rozprawie, znajdzie się moje nazwisko, dzięki tej rozprawie, wymienine w tekście książki niemieckiej (sub specie eines Geistes der stets verneint!). Ale tak sobie myślę – co ta wzmianka powie czytelnikowi? „Eine Privatsache – powie – der Verfasser widmet seine Arbeit einem gewissen ‘Herrn niet einem komischen, slavisch, klungendem Namen, den man gar nich ausprechen kann. Der Gennante ist sonst ganz nim gar unbekannst”.  To tak jak „Meiner Seligen Frau Paula zugeeignet” na pierwszej stronie rozprawki matematycznej. Mam wrażenie, że w tych dedykacjach wyraża się nasze dobre serce; potrzeby aby od śmierci uwalniać tych, którym dobrze życzymy; przynajmniej sposobem, że się ich nazwisko utrwal na czemś trwałem. Wiemy dobrze, jak dalece to stracone zachody – i Cheops nawet i TutanRamen i Septinius Severus i Tytus i Konstantyn.

Chyba, że dla czytających i piszących nauka – „Betrachtest du irgned eine Frage, als erledigt – geh imm sush dir deinen Witwiki – da  kommst manchmal eine Abhandling heraus.” Jawohl – w tym sensie uważam to za pożyteczne. Bo poza tem, zdaje mi się, że osoboste dzieje myśli naukowej należą do zupełnie innej dziedziny – nie do tej, która obejmuje treść danej książki. W principiach Newtona ni ema nic o jabłoni, pod która się narodziły podobno.

Ale nie bierz tych refleksji za niechętne kręcenie nosem przeciw Tobie, albo przeciw dedykacji. Przeciwnie: Tobie bardzo jestem wdzięczny za dobre serce, tylko sam sobie robię uwagi. Zawsze mnie się chęć sławy wydawała śmiesznem pragnieniem ludzkiem i dawno je sobie wyperswadowałem. A „Professor der Warschauer Univeristat” to jest maska, która na mnie okoliczności wsadziły przed paru laty – quid pro quo ustawiczne – samo είδος czy το τί , czy jak wy to tam nazywacie. Jem chleb z tego powodu i kupuję ubrania za to, że się wystawiam na katedrze i wykrzykuje we wtorki i środy różne rozdziały psychologii, ale nie robiłbym tego, gdybym miał inny, mniej absorbujący a równie popłatny sposób zarobkowania. Natomiast chętniebym z młodymi ludźmi rozprawiał o wielu pytaniach, choćbym i nie był profesorem – nawet z większą przyjemnością, bo nie byłoby to im potrzebne do magisterium i mieliby większą w swobodę w myśleniu  niż ją mają dziś, w Sali posiedzeń w Zakładzie. I możebym książki pisał – raczej broszury krótkie – ale nie podręcznik – jak go teraz obrabiam powoli. I chociażbym malował i modelował – jak teraz wcale nie robię i żyłbym wcale, nic w ogóle pożytecznego nie robiąc – tylko to, coby mi się podobało dziś i jutro, aby życie jakoś znośnie przeszło i mnie i drugim i teraz i po mojej śmierci. A wydawałbym najchętniej bez nazwiska, bo to zupełnie wszystko jedno, kto coś mówi czy robi – chodzi tylko o to, co mówi i robi a jednostka i tak jednorocznym liściem na drzewie.

To z Mianowskim jest strasznie bolesne i oburzające. Nawet, gdyby się ten biedak nie był zastrzelił. Bo, ostatecznie, mocniejszy chłopak byłby wytrzymał – bo czego młodzież nie wytrzyma! On puszcza wodze swemu sadyzmowi – to częste u profesorów, dyrektorów. Jaka rada na to – nie bardzo wiem. Może artykuły w prasie, może apelacje u władz – jeżeli rozmowa z nim samym nie pomoże. Rozmowa w cztery oczy. Prócz tego, rada insza, ale obliczona na klika wieków pracy w Polsce w stosunku do Erosa i Afrodyty (czy to Uranija czy Pandemos) a nie załatwianie tych czcigodnych i doniosłych spraw głupia formułką VI i IX przykazania. Bo, ostatecznie, o to poszło. Dyrektor nie szanował chłopaka i nie poszanował w nim człowieka. Dyrektor niby humanista – ale wychowany przez księży kijem i kropiony święconą wodą. Ja bym do niego napisał, co myślę, ale nie mogę, coby Ciebie nie wpakować przed nim. My zostajemy w Warszawie. Przyjedź , kiedy chcesz; pokoik i kanapa czeka.

            Serdecznie Cię pozdrawiam i Pani Twojej ukłony od nas obojga dla Państwa Obojga przesyłam

W.

 

 

23. XII. 1924