/
EN

Załącznik do listu do Henryka Markiewicza z 16.03.1964

  v         Prof. Markiewicz dał mi do przeczytania maszynopis swej odpowiedzi recenzenta na mój artykuł i wyraził życzenie, bym ze swej strony odpowiedział na jego uwagi krytyczne. Po zaznajomieniu się z maszynopisem i odbyciu trzygodzinnej dyskusji ustnej z prof. Markiewiczem przyszedłem do przekonania, że poglądy nasze na szereg spraw nie różnią się w tej mierze, jak mi się to wydawało po przeczytaniu artykułów prof. M. Odnoszę wrażenie, że aspekt dość istotnej różnicy w kilku sprawach źródło swe ma przed[e] wszystkim w tym, że prof. M. posłużył się w swych wywodach swoim sposobem rozumienia szeregu terminów, nie licząc się ze znaczeniem, jakie w mych książkach tym terminom wyraźnie nadałem. Dotyczy di takich słów, jak np. „przedmiot”, „pojęcie”, „znaczenia słowa itp. Prócz tego posługuje się w swych uwagach pewnymi zwrotami własnymi, których znaczeniowe i składniowe właściwości nasuwają czytelnikowi inne rozumienie, niż zamierzone przez prof. M. /np. „układ znaczeniowy”/. W następstwie tego doszło do różnych nieporozumień między dyskutantami, które w ustnej rozmowie się w znacznej mierzewyjaśniły i doprowadziły w szeregu spraw do uzgodnienia poglądów. Mimo to w kilku sprawach nie udało się nam usunąć różnicy zapatrywań. W szczególności:
  v         ad 1. Wyrażenie „wyższy układ znaczeniowy” sugerował mi myśl że to, co jest tym układem samo składa się ze znaczeń, tak np. jak zespół zdań składa się ze zdań, a zdanie ze znaczeń słów w jego skład wchodzących. Różnica między przedmiotami przedstawionymi w dziele /które wedle prof. M. mają być owymi „wyższymi układami znaczeniowymi”/ a zdaniami tekstu dzieła byłaby tylko ta, że te ostatnie są efektywnymi składnikami tekstu dzieła, a tamte są w stanie pewnej potencjalności wyznaczonej przez sam tekst. Przy takim rozumieniu tekstu artykułu prof. M. odpowiadam „Żaden przedmiot przedstawiony w dziele literackim nie jest „układem znaczeniowym wyższego rzędu”. Pn. pan Wołodyjowski nie jest złożony ze znaczeń, np. ze zdań, ani nie posiada właściwości charakterystycznych dla znaczeń lub ich układów. Posiada natomiast dobór cech i zachowań, które przypisują mu zdania występujące w Trylogii i w jakikolwiek sposób dotyczą pana Wołodyjowskiego. W rozmowie ze mną jednak prof. M. wyjaśnił, że w ten sposób nie rozumie zwrotu „układ znaczeniowy”, że słowo „znaczeniowy” należy w jego intencji rozumieć tyle, co „powstały ze znaczeń” lub „wyznaczony przez znaczenia” tworów językowych. Wydawało się przeto, że poglądy nasze na przedmioty przedstawione są właściwie identyczne. Prof. M. jednak w dalszym ciągu stwierdził, że przedmiotów tych nie chciałby uważać, czy nazywać przedmiotami intencjonalnymi. Zaznaczył jednakże także że nie żywi jakichś zasadniczych sprzeciwów w uznawaniu przed, miotów intencjonalnych i gotów je w pewnych przypadkach przyjąć. Na podstawie dwu pierwszych artykułów prof. M. ja odniosłem wrażenie, że prof. M. żywi taki zasadniczy sprzeciw contra przedmiotom intencjonalnymi i dlatego protestowałem nietylko przeciw sprowadzaniu przedmiotów przedstawionych do znaczeń, ale zarazem przeciw odrzucaniu innego rodzaju przedmiotów intencjonalnych jak same twory językowe, resp. ich znaczenia i inne wytwory kulturowe.
  v         ad 2. Prof. M. słowo „przedmiot” używa w znaczeniu „rzecz”, ja zaś używam je w znaczeniu „cokolwiek”, zaś zwrot „przedmiot przedstawiony” w znaczeniu „to wszystko, co przedstawione” /dar gestellt/ środkami językowymi w dziele literackim. Wówczas zarówno rzeczy, jak zdarzenia, jak procesy przedstawione w dziele należą do warstwy przedmiotów przedstawionych. Z rozmowy odniosłem wrażenie, że prof. M. godzi się na to, choć zaznaczał swoje sympatie dla tzw. reizmu.
  v         ad 3. Różnica w rozumieniu słowa „pojęcie” skłoniła prof. M. do przytoczenia swych przykładów na dowód, że do warstwy przedmiotów przedstawionych należą m.i. pojęcia. Przykłady te jednak nie są przekonywające, albo c odzi w nich nie o „pojęcia”, lecz o przedmioty pojęć ogólnych takich, jak „miłość” czy „mądrość” – przedmioty ogólne w np. w terminologii Twardowskiego lub „idee” w mojej terminologii, lub wreszcie ich odpowiedniki będące pewnymi ogóonymi niesamodzielnymi momentami faktów indywidualnych. Pojęcia są ogólne lub szczegółowe czy jednostowe, mają zakres i treść o ile są pojęciami przedmiotowymi, dzielą się na przedmiotowe i funktory itp. Wszystko to nie ma żadnego rozsądnego zastosowania do miłości lub mądrości w ogóle, do których takie lub inne apostrofa znajdują się w dziełach poetyckich.
  v         ad 4. Co do sprawy wyglądów nie zdołaliśmy, jaki mi się wydaje, uzyskać uzgodnienia gpolądów. Myślę, że może udałoby mi się to, gdybym mógł razem z prof. M. przeprowadzić wiele analiz spostrzeżenia zmysłowego i unaocznić mu nie tylko całą tak różnorodną dziedzinę wygłądów spostrzeżeniowych, lecz i ich funkcję w przejawianiu konkretnych przedmiotów. Udałoby mi się może wtedy przekonać prof. M., że ani same wyglądy, ani nawet „trzymane w pogotowiu schematy wyglądowe nie [są] identyczne z wyobrażeniami przeżywanymi przez czytelnika podczas lektury. Prof. M. mniema, że wyglądy mają być czymś „obok” przedmiotów, czymś osobno przedstawionym, co oczywiście w zastosowaniu do wyglądów bądź to w konkretnym spostrzeżeniu doznanych bądź wy naczonych w dziele literackim nie ma żadnego zastosowania.
  v         ad 5. Przykład z Pana Tadeusza pozostał nadal punktem spornym. Mnie bowiem nie chodzi o to, co zaczynności może wykonywać tak lub inaczej ukwalifikowany czytelnik, lecz o to, co w sposób sugestywny wyznacza tekst w rozumieniu obu warstw językowych dzieła. I pod tym względem tekst Mickiewicza wydaje mi si[ę] bez porównania bardziej sprawny niż tekst przytoczony przez prof. M. Nie wiem też dlaczego prof. M. imputuje mi, że w przypadku przeze mnie przytoczonym mają to być tylko „gołe znaczenia”, a przykładzie podanym przez prof. M. nie maja to być owe „gołe znaczenia”. W książce Das literarische Kunstwerk zresztą osobno omawiałem sprawę, jakie to czynniki języka dzieła są odpowiedzialne za „trzymane w pogotowiu” wyglądy. O gołych znaczeniach nie było tam mowy.
  v         ad 6. Nie doszło też do porozumienia w sprawie stanów rzeczy. Prawdą jest, na co sam wskazałem w Das literarische Kunstwerk, że na to, żeby wyznaczyć pewien określony intencjonalny stan rzeczy w jego pierwotnej swoistej strukturze, trzeba pomyśleć zdanie go wyznaczające, ale to wcale nie znaczy, żeby nie można było o nim mówić i stwierdzać różne jego właściwości w sądach wypowiedzianych w innych zdaniach orzekających. Na różnice między stanem rzeczy a zdaniem je wyznaczającym wskazywałem w Das literarische Kunstwerk /są one zresztą znane skąd inąd/ a także w moim poprzednim artykule, nie mam do tego nic do dodania. W artykule zamieszczonym w Szkicach z filozofii literatury nie zajmowałem się stanami rzeczy, ale to nie znaczy, że się tam „obywałem bezstanów rzeczy”. Artykuł jest drobnym fragmentem obszernego dzieła, w którym m.i. miała być omówiona sprawa stanów rzeczy i ich roli w dziele literackim.
  v         ad 7. Przykłady mające mię przekonać, iż mogą być w jednym języku zdania jednoznaczne /zamiast, jak bym się wyraził powtórzenia tego samego zdania/ nie są przekonujące. Są to w najlepszym razie zdania równoważne, bo różne ich składniki nie są identyczne. „Z rano” to nie to samo co „rano”, „Stanął w mieście w domu” to nie to samo co „zatrzymał się w mieście w domu”, „Zabawić”= ”pozostać”, „wytchnąć”= „odpocząć” i td. W każdym z tych przykładów zaznaczają się pewne drobne, ale literacko może nawet b. istotne nuansy znaczenia, a gdyby ich nie było, byłoby to jedno i to samo zdanie dwa razy napisane.
  v         ad 8. Nie mogliśmy się pogodzić co do tzw. przez prof. M. „jakości ekspresywnych” brzmień słownych. Uzyskałem tylko zgodę, że – jak się wyrażałem – „osadzone”są one na brzmieniu niektórych słów, ale prof. M. stwierdzał zarazem, że nie są one „brzmieniem” słowa – co ja sam oczywiście twierdzę – tylko jego „znaczeniem”, czemu oczywiście przeczę. Są to bowiem pewne szczególne naoczne fenomenalne charaktery brzmienia słowa, gdy natomiast znaczenia niczym tak naocznym nie jest. Okazało się zresztą w toku rozmowy, że prof. M. przez „znaczenie” /die Bedeutung/ słowa rozumie „to, co znaczone” /das Bedeute/ co ja oczywiście zasadniczo odróżniam. Przy owych zaś jakościach osadzonych na brzmieniu słowa nie chodzi mi o jakości „ekspresywne”, te bowiem zaznaczają się czy też narzucane są słuchaczowi tonem wypowiedzi nie zaś samym brzmieniem słowa, które jest pewną typową jakości postaciową, która może się ujawuić na rozmaitym tonem wypowiadanym konkretnym materiale głosowym.
  v         ad 9. Nigdy nie przeczyłem, że rola zapisu dzieła jest doniosła dla zachowania tożsamości dzieła. Twierdziłem tylko, że sam „zapis” nie jest składnikiem dzieła literackiego. Nie jest on zarazem ani wystarczającym ani niezbędnym warunkiem tożsamości dzieła.
  v         ad 10. Bardzo mi przykro, że zastosowałem pod adresem Juliusza Kleinera zwrot o”zielonym stoliku”. Zakres ogromnej wiedzy Kleinera jest mi dobrze znany i wielee przeze mnie ceniony. Ale mimo to obstaję przy stwierdzeniu, że zdania, które przytoczył z Kleinera prof. M. nie są oparte na szczegółowych studiach, których przeprowadzanie może dostarczyć materiałów uzasadniających twierdzenia, mające raczej charakter postulatywny czy pewnego ideału teoretycznego.
  v         ad 11. Nie ulega mej wątpliwości, że prof. M. nie dlatego podał datę polskiego wydania Das literarische Kunstwerk, żeby miał mieć chęć obniżenia roli tej książki. Niemniej data ta ukazuje się właśnie w tej części wywdoów prof. Markiewicza, która jest poświęcona historii zagadnienia,i tam figuruje w sposób niekorzystny dla jej autora.
  v         Myślę, że na tym na razie dyskusja nasza się zakończy. Jeżeli pozwoliła czytelnikom naszym na nowo przemyśleć niektóre sprawy sporne dotyczące budowy dzieła literackiego, będziemy obaj sowicie przez to nagrodzeni.