List do Kazimierza Twardowskiego z 30.04.1919
Lublin, Wieniawska 12. IIIp.
30. IV. 1919r
Jaśnie Wielmożny Panie Profesorze!
Od bardzo dawna zbieram się napisać do WPana Profesora, bo myśl ma często bardzo krąży dokoła Lwowa, jego cierpień i jego prawdziwie męskiego bohaterstwa. Postawa Lwowa – to jeden z tych jasnych momentów naszej rzeczywistości, który każe wierzyć, że żadne moce nie zdołają nas złamać. Nie wszystko dzieje się w Rzeczypospolitej tak, jakby powinno, i wiele faktów napawa obawą o przyszłość. Gdybyśmy jednak wszędzie takich Lwowian mieli, możnaby bez troski patrzeć w przyszłość. Wierzę też, że dzięki temu męskiemu stanowisku, miasto które uważam za rodzinne, zostanie przy Polsce.
Tutaj w Lublinie nic tak nowego. Brak ludzi, z którymi możnaby pracować naukowo i całkowity brak książek. To są duże rzeczy, które mię tu zabijają, i dzięki którym chcę za wszelką cenę stąd się wydostać. Sam pracowałem mimo tych niekorzystnych warunków ile sił starczyło. Niedługo po przyjeździe WPana Profesora zachorowałem na dyfteryt i leżałem do połowy grudnia, potem zaś jeszcze przez długi czas byłem dosyć osłabionym. Obecnie czuję się lepiej, zwłaszcza, że przez wakacye wielkanocne wypocząłem trochę. Od czasu do czasu udawało mi się wyjechać na kilka dni do Warszawy (ostatnio też do Krakowa), gdzie miałem w Towarzystwie Psychologicznem dwa odczyty: 1). 3.III. „O warunkach możliwości teoryi poznania”, 2). 25.IV, br. „Szkic fenomenologicznej analizy intuicyi”. Mam wrażenie, że udało mi się wywołać pewne zainteresowanie co do zagadnień, które poruszałem, choć do porozumienia wzajemnego nie doszło. Pierwszy odczyt ma się ukazać w „Przeglądzie”. Drugi jest wyjątkiem z pracy „Ueber die Gefahr einer petitio principii in der Erkenntnistheorie”, której pierwszy rozdział posłałem w styczniu do Pfändera do Monachium, celem druku w „Festschrift’-cie” dla Husserla. Pisał mi jednak prof Pfänder, że warunki ekonomiczne nie pozwalają na druk zamierzonego wydawnictwa. Czy egzemplarz mój doszedł – nie wiem. Ponieważ pragnąłem, by coś z mych prac się ukazało, więc zacząłem tę pracę o niebezpieczeństwie petitio principii pisać po polsku i jestem właśnie teraz tem zajęty. Przypuszczam, że w ciągu letnich miesięcy uda mi się moje własne wywody ukończyć. Rzecz bowiem mi się po polsku znacznie rozszerza, muszę wiele rzeczy uzupełnić, które dla niemieckich czytelników nie były potrzebne. Przy tem ujęcie całej sprawy nie jednokrotnie się pogłębia. Do całkowitego jednak ukończenia pracy – do przeprowadzenia dyskusyi z innemi stanowiskami, jest mi niezbędnie potrzebna biblioteka. Też i to jest jednym z po- wodów, dla których chciałem się przenieść do jednego z uniwersyteckich miast w Polsce. Myślałem przedewszystkiem o Warszawie, wniosłem podanie do Ministerstwa Oświaty o posadę w szkołach średnich w Warszawie. Teraz jednak mówiono mi prywatnie, że posady prawdopodobnie nie dostanę, gdyż posady wolne mają być w upaństwowionych szkołach prywatnych, a te zastrzegły się, że pierwszeństwo mają ich dotychczasowi nauczyciele. W szkołach prywatnych zaś miejsce znaleźć b. trudno, jeśli się niema znajomości. Wskutek tego perspektywa dostania się do Warszawy i możliwości wydatniejszej pracy zmalała. Ponieważ zaś WPan Profesor niegdyś był tak łaskaw zaofiarować mi swą pomoc w dostaniu się do Warszawy, więc ośmielam się obecnie zwrócić do WPana Profesora z uprzejmem zapytaniem, czy WPan Profesor nie zechciałby łaskawie poprzeć mego podania w Ministerstwie O. P. i W. R. Zresztą powiedziawszy prawdę – na Warszawie jako takiej wcale mi nie zależy. Gdyby się można osiedlić n.p. we Lwowie byłoby mi jeszcze przyjemniej. Niezbyt mogę się dotychczas zżyć ze spotykaną tu na każdem kroku blagą i niesolidnością w wypełnianiu obowiązków i t.d. Zdaje mi się, że u nas pod tym względem jest jednak lepiej. O co mi jednak chodzi przedewszystkiem, to o możność pracy naukowej i współpracy – a zwłaszcza tę ostatnią mógłbym we Lwowie najłatwiej uzyskać. Chciałbym w najbliższych latach wypracować szereg rzeczy, by się potem móc na ich podstawie habilitować i pomódz w pracy nad nowem pokoleniem filozoficznem w Polsce. Lecz tu niezbędną rzeczą jest wymiana myśli i dostęp do jakiej takiej biblioteki. Tymczasem w Lublinie czuje się człowiek, jak na pustyni. Co do Lwowa zaś, nie wiem, czy w dzisiejszych czasach mógłbym się tam utrzymać – zwłaszcza że mam tylko doktorat, a tam nie jest przez Radę Szkolną uważany za kwalifikacyę. Wobec tego i projekty na temat Lwowa upadają. W Krakowie sytuacya jest podobna – z tym minusem, że udusić się tam można z powodu braku powietrza filozoficznego. Obecnie wprawdzie spędziłem kilka b. miłych dni w Krakowie, ale to dzięki obecności p. Witwickiego. Po jego wyjeździe będzie znów to samo, co przedtem. Tak więc sytuacya przedstawia się dosyć ponuro. Gdyby WPan Profesor zechciał mi swą radą i swym wpływem łaskawie dopomóc, byłbym Panu Profesorowi nieskończenie wdzięczny. Chodzi mi tylko łaskawą pomoc w stworzeniu warunków do pracy, która jest jedynym mym celem w życiu. Może słowo WPana Profesora zdołałoby sprawić, że znalazłaby się dla mnie jaka posada nauczycielska w Warszawie – mimo, iż uznaję, że zasadniczo słusznem jest stanowisko Ministerstwa, iż pierwszeństwo mają miejscowi nauczyciele.
Jeszcze raz powtarzam bardzo gorąco mą prośbę – i przepraszam bardzo, jeśli jest zbyt śmiałą. Ośmielam się jednak z nią do WPana zwrócić – jako do mego dawnego i zawsze czcią otaczanego Profesora, który mi niegdyś pierwszy odsłaniał świat filozofii i wszczepiał miłość do niej!
Łączę wyrazy głębokiego poważania
Roman – Ingarden