List do Zofii Lissy z 5.03.1949
Kraków, dn. 5.III.1949 r.
Droga Pani Zofio.
Oba listy Pani dostałem. Na pierwszy nie odpisałem zaraz, albowiem przyszedł w czasie, gdy już było bardzo źle z mym synem Jerzym. Zmarł on 26.II., 2.IIII. był pogrzeb. Nie mogłem pisać. Po pogrzebie napisałem do Pani i miałem dziś wysłać list, gdy zjawiła się u mnie p. Duniczówna. W pewnej mierze tamten list stał się nieaktualny, więc pisze nowy.
Cieszę się, że Pani uznała rację mego stanowiska i że Pani chce zmienić swój artykuł. Wydaje mi się jednakże, że sprostowanie winno być zamieszczone dla tych samych czytelników, którzy mieli w ręku artykuł Pani w Myśli Współczesnej. Po wtóre, jeżeli chodzi o nowy artykuł w Kwartalniku Muzycznym, to winien on chyba ulec głębszym przekształceniom. Bo jakżeż jest: Pani zwalcza stanowisko Hanslicka. Ja Hanslicka zwalczałem w r. 1933, a teraz w artykule Pani uchodzę za jego stronnika i to mniej ”ostrożnego” niż p. Łobaczewska. Stanowisko, które Pani stara się uzasadnić, w jest w istotnym swym punkcie m o i m stanowiskiem z r. 1933, ja bowiem staram się uzasadnić twierdzenie, że nawet w czystej muzyce /a więc niezmieszanej z czynnikami literackimi jak pieśń, opera itp/ i to nawet w takiej, która nie jest przedstawiająca /nie zawiera ”darstellenden Motive” w stylu np. VI symfonii Beethovena/ ani nie jest muzyką programową /w stylu Debussyego/, zawiera w s obie momenty poza-dźwiękowej natury i wymieniam nawet ich szereg, jak momenty strukturalne, estetycznie walentne, struktura czasowa, jakości emocjonalne, jakości metafizyczne. Różnica zdaje się polega tylko na tym, że ja mimo to uważam dzieło muzyczne za jednowarstwowe i nie zawierające w sobie składników znaczeniowych /jak Pani mówi semantyczne, ulegającej w tym terminologii logistyczno-neopozytywistycznej/. Nie przez intencję znaczeniową /właściwą językowi/ ani przez funkcję wyrażania /właściwą znów częściowo językowi, częściowo mimice w żywym obcowaniu ludzi ze sobą/ lecz immanentnym właściwościom postaci dźwiękowych, ich jakości, ich strukturze, rytmowi, tempu itd. zawdzięcza utwór muzyczny, iż w nim pojawiają się jakości emocjonalne, zresztą często nie wyznaczone w sposób jednoznaczny, tak że przy różnych wykonaniach, odznaczających się drobnymi nieuniknionymi odchyleniami, mogą się pojawić jeszcze różne jakości emocjonalne i metafizyczne. Jednowarstwowość dzieła muzycznego stanowi właśnie o jego odrębności w stosunku do innych sztuk, o b e z p o ś r e d n i o ś c i obecności jakości emocjonalnych i metafizycznych, o szczególnej a k t y w n o ś c i dzieła muzycznego na perceptora, jaką nie odznacza się chyba żadne inne dzieło sztuki, z wyjątkiem może wielkiej architektury. Żadna sztuka tak nie zwrusza, tak nie zaraża jakościami uczuciowymi jak właśnie muzyka, gdy natomiast np. literatury /która właśnie z istoty swej posługuje się tworami znaczeniowymi-językowymi/ działa dopiero przez przedstawienie, przez wyfingowanie świata p r z e d m i o t ó w, danego nam wtedy zawsze wsposób dystansowy, przeciwstawiony czytelnikowi, wykluczający tę bezpośredniość działania, jaka jest właściwa muzyce. Chyba, że samo zawiera dzięki warstwie brzmień słownych element muzyczny w sobie /liryka/, to wówczas staje się bardziej bezpośrednia, ale nigdy nie można wyeliminować dystansu, pośredniości świata przedstawionego w dziele literackim. Nawet w tworach mieszanych jak pieśń obok bezpośredniości muzycznej pojawia się pośredniość literacka. Kto tych wszystkich różnic nie widzi, ten właściwie nie wie, co to jest muzyka w jej najrdzenniejszym momencie, ale to wcale a wcale nie znaczy, jakoby muzyka była nagą kombinacją dźwięków, jak chce Hanslick. Tak tylko sensualistyczny pozytywizm mógł twierdzić.
Myślę, ze wzmianka Pani w liście do p. Duniczówney, iż Pani nie ma pod ręką mych prac, nie jest szczęśliwą. W Warszawie na pewno można dostać Przegląd Filozoficzny w r. 1933, w którym jest moja rozprawa, także inne moje prace. Trzeba tylko poszukać czy to w Bibliotece Uniwersyteckiej czy w Seminarium Filozoficznym. Jeżeli nie ma mych prac z dziedziny estetyki na rynku, to winne są temu obecne czynniki polityczne, bo starałem się o to, by te rzeczy na nowo wydać, ale uniemożliwiono mi to.
Jeżeli jednak Pani istotnie nie mogła by dostać mych prac w Warszawie, to jeszcze pozostawała droga do autora, który przypuszczalnie te prace posiada i może Pani pożyczyć na czas określony. Myślę tedy, że może Pani zwróci się jeszcze do autora, żeby nowy przedruk /a raczej nowa redakcja artykułu/ nie była podobna do redakcji w Myśli Współczesnej.
Publicznie nie mam zamiaru mieszać się do dyskusji. Żeby to było możliwe musiałoby się wiele zmienić w sposobie postępowania pewnych czynników w stosunku do mnie.
Dziękując Pani za list i dobre chęci, łącze wyrazy
prawdziwego poważania i serdeczne pozdrowienia