/
EN

List od Tadeusza Kotarbińskiego z 18.11.1934

                                                                                                                   Warszawa, 18.XI.34

     Wielce Szanowny Panie Profesorze!

            Jestem teraz tak bardzo zajęty, że nawet w tak aktualnej sprawie, jak ta, która jest przedmiotem obecnej wymiany zdań, musiałem zalec z odpowiedzią parę dni. Z tego też powodu nie mogę rozwijać na piśmie swej możliwej odpowiedzi na liczne kwestje merytoryczne i interpretacyjne, które się wyłaniają z listu Pana Profesora z 13-go b.m. Jest tu wogóle bardzo dużo do mówienia, a z listami rzecz się ma tak, jak z korektą druku na linotypie. Nieporozumienie, zlikwidowane przez korektę, ustępuje miejsca nowemu nieporozumieniu, zrodzonemu przez tę korektę. Cieszę się tedy, że Pan Profesor zapowiada swój przyjazd do Warszawy. Dyskusja ustna między nami istotnie jest potrzebna i, jak myślę, doprowadzi do wyświetlenia nieporozumień terminologicznych, metodologicznych, teoretycznych wreszcie, przyczem zapewne w głównej sprawie każdy z nas zostanie przy swojem, jak to zwykle bywa w przypadkach dyskusyj na tematy filozoficzne.

            Grunt w tem, by się przy tem nie pokłócić, bo dobre stosunki osobiste między kolegami, którzy sobie w gruncie nie mają bynajmniej nic osobiście do zarzucenia – są zbyt cennym walorem, by go tracić z racji tego, że się ludzie ścierają w ocenach. Myślę, że skoro uniknęliśmy tej grożącej w takich razach konsekwencji w pierwszej wymianie listów, to już nadal niebezpieczeństwo grozić przestało. I z tego cieszę się istotnie.

            Więc o meritum reizmu i jego krytyki milczę. Idzie mi o kwestję, którą wszcząłem, o nią jedynie. O kwestję sprostowań. Otóż w zakresie tych potrzebnych sprostowań, jestem przekonany, że jedna jest tylko pozycja istotnie bardzo ważna i – pomijając błędy korekty – to jest właśnie to, co dotyczy podania tego, co nie było przeze mnie wyłożone w roli definicji – jako definicji właśnie. Ma to bowiem dalsze konsekwencje w wywodzie i wywołuje wrażenie podwójności definicji, a wreszcie łatwo mogłoby służyć czytelnikowi do snucia złudnych dowodów tautologiczności „reizmu”. Po uwagach Pana Profesora w liście sprawa w tym punkcie stoi, mojem zdaniem, jak stała. „Definicja możliwa” tak samo nie jest definicją, jak możliwy prezydent rzeczypospolitej (każdy z kandydatów np) nie jest prezydentem. (Nawiasem uwaga: mówię w książce o tem, że te wzory – formuły twierdzeń rachunku nazw – które nastąpią (str 238), będą miały budowę równoważnościową (znak = pośrodku), a nie że będą równoważne definicjom etc). W tym punkcie jestem najzupełniej pewien, że rzecz objektywnie wymaga sprostowania.

            Co do zdań z Cezarem, zaszło coś doprawdy komicznego. Krytyk, nie chcąc ośmieszyć autora, zrobił z niego karykaturę. Zgadzam się jednak, że jest to rzeczą sporną, czy ten punkt nadaje się do sprostowania, czy do polemiki ze strony autora krytykowanego.

            Jeszcze wyjaśnienie. Prosząc o rychłą odpowiedź, miałem jedynie intencję tę, by móc zdążyć przed ukazaniem się tomu „Studiów” (który wszak niebawem podobno ma wyjść) w taki czy inny sposób restytuować autentyczność przytoczeń i danych o mnie, w których wkradły się błędy – w przypadku, gdyby co do konieczności tego w jakim ważnym z mego punktu widzenia punkcie były między nami różnice zdań (np. zaproponować Panu Profesorowi zgodę na oddanie danego punktu do rozstrzygnięcia wspólnie obranej osobie trzeciej).

            A teraz z innej beczki. 1) Czy nie mógłbym Pana naciągnąć na odczyt w Warsz. Tow. Filozof. podczas zamierzonego pobytu w Warszawie? 2) Dziękuję za ustalenie wysokości moich zaległych składek w Pol. Tow. Filoz. Ureguluję zaległości jak najprędzej. 3) Bardzo mi było miło dowiedzieć się o życzliwym sądzie Pana Profesora o moim odczycie w radio. Serdecznie dziękuję za wyrażenie tej opinji.

            Kończąc, łączę koleżeński uścisk dłoni wraz z wyrazami wysokiego szacunku

                                                                                        Tadeusz Kotarbiński