List od Ireny Krońskiej z 19.01.1955
v KOMITET REDAKCYJNY v Warszawa, 19.I.55
BIBLIOTEKI KLASYKÓW FILOZOFII
v Szanowny i Drogi Panie Profesorze,
v dziś dopiero odpisuję na list Pana Profesora z 12-go b.m. (otrzymałam go w niedzielę), bo sprawy związana ze wstępem do Leibniza chciałam omówić z Kołakowskim, a to znów trochę się odłożyło, bo mam kłopoty z Myzią. Szkarlatyna jest już właściwie zlikwidowana (XXX tydzień, i jutro, jeśli nie będzie wiatru, mogłaby już wyjść na spacer), ale skomplikowała się sprawa z rączką. Jakieś 7 tygodni temu miała ona wypadek w przedszkolu – chłopczyk – kolega przyciął jej paluszki (włożyła między drzwi). Wszystko było już na dobrej drodze, aż nagle znowu pokazała się ropa, otwarte ranki, z dwóch paluszków przeniosło się to na całą dłoń. Okazało się, że była infekcja – penicylina na to nie działa – rzecz jest przewlekła, przy zabiegach bolesna, dokuczliwa (rączka prawa), no i znowu trzeba odłożyć wyjazd, który bardzo by się jej przydał, a i mnie umożliwiłby odetchnięcie świeżym powietrzem i zarazem intensywniejszą pracę. No, cóż robić.
v Teraz w sprawie wstępu. Jeżeli chodzi o pewne nieprzyjemne pod adresem Leibniza zwroty – zostały usunięte. Całość została w ogóle raz jeszcze dokładnie przejrzana pod wpływem uwag Pana Profesora (tych ostatnich) i uwag Dąmbskiej, które nadeszły niemal jednocześnie (Iza poprawiła również pewne nieścisłości w biografii, bibliografii i terminologii) Zostały również zmodyfikowane pewne sformułowania uporczywe. Pod wpływem uwag mojego męża zmienił się ustęp dotyczący Teodycei (ocenionej przez Kol. chyba niesłusznie tak surowo – Voltaire w XXX kpi z Leibniza XXX, tzn. z Wolfa i – przede wszystkim – Pope’a; teodycea Leibniza XXX przeszła do Hegla – nieprawdaż? – Teraz sprawa rozwoju i sprawa logiki. Tu sytuacja jest taka, że przedstawienie tych rzeczy w sposób rzetelny wymagałaby od autora studiów uzupełniających, na które w tej sytuacji nie mamy czasu. Na pisanie zaś jakichś zdawkowych zdań jest niegodne porządnej pracy. Wobec tego na samym końcu Koł. dodał ustęp, w którym wymienia zasadnicze niedostatki swej pracy – wśród nich także te dwa (poza nimi – XXX się zasługami i rolą Leibniza jako organizatora nauki, matematyka, filologa). To – wydawało się nam – było najlepszą rzeczą, jaką można było w tej sytuacji zrobić. – Leibniz jest w ogóle – jak Pan Profesor pisze – poważnie niedopracowany, jeśli chodzi o egzegezę, i chyba nie będzie nam poczytane za uchybienie, że ten wstęp – niewątpliwie przemyślany, inteligentny i interesujący – będzie miał niedostatki. – Jedna jeszcze sprawa, o której w porządku merytorycznym należało napisać wyżej: Leszek Koł. czytał na świeżo Nouveux Essais i nie może sobie uświadomić, co Pan Profesor ma na myśli, że ten stan rozwoju myśli Leibniza, który reprezentują N.E., nie odpowiada w pewnych sprawach temu, którego obraz daje wstęp. Czy Pan Profesor nie zechciałby wyeksplikować, o jakie rzeczy chodzi? Bo to trzeba by ew. poprawić, chociażby w szpaltach.
v Teraz w sprawie poprawek u Leibniza – otóż Cierniakówna uznała bardzo nieliczne (ok. 30 na całą książkę), i to wyłącznie te, które sama wprowadziła w porozumieniu z Izą. Ogromnie żałuję, że Pan Profesor nie miał szpalt, byłam przekonana, że tak musimy na najbliższym posiedzeniu (będzie 19 lutego, w sobotę) – na podstawie dotychczasowych powodzeń i niepowodzeń – omówić dokładnie procedurę korekt. Leibniz należy do tych książek, którymi ja w zasadzie się nie zajmuję – tylko z konieczności, w momentach jakichś konfliktów. Takie książki muszą być, i w miarę rośnięcia naszej produkcji musi ich być coraz więcej. Ale w tych wypadkach, jak się okazuje, nie gra jeszcze dobrze podział i XXX pracy. Cierniakówna mówi, że nie miała odwagi obciążać Pana Profesora tą korektą, i szpaltową, nad która się zresztą bardzo męczyła, robiła sama w porozumieniu z Izą (która nawet w tym celu przyjeżdżała do Warszawy). Musimy na Komitecie ustalić zasadę, że szpalty – oprócz redakcji i tłumacza – z reguły czytać będzie kierownik działu, bądź redaktor naukowy książki, jeżeli książka ma takiego, a w pewnych przypadkach nawet te trzy instancje (tak było np. w wypadku Herschla, gdzie szpalty czytał i tłumacz, i redaktor (prof. Wallis) i prof. Kotarbiński. Przy takiej procedurze będziemy mogli zobowiązać się wobec PWN, że nie będzie żadnych zmian redakcyjno-autorskich po przełamaniu. – W wypadku Leibniza o czyjejkolwiek odpowiedzialności osobistej trudno mówić – chyba mojej, że nie dopilnowałam sprawy tych szpalt. To był mój błąd – ale wydaje mi się, że przy tak trudnym przedsięwzięciu jak BKF nie jest on niewytłumaczalny
v Co do Spinozy – nie wiem, o jakie niekonsekwencje chodzi, bo to też nie było „moja” książka – interesowałam się nią o tyle, o ile były jakieś rzeczy sporne czy kłopoty. Niech Pan Profesor łaskawie przyśle nam zauważone błędy czy niekonsekwencje – mamy dla każdej książki wydanej teczki, w których notujemy wszystkie zauważone błędy i usterki, i te, które są drobne i nie wchodzą do erratów – właśnie po to, żeby poprawić w wypadku wznowienia. – Co do Dańcewicza – tutaj to nie wiem, czy należało mu się podziękowanie we wstępie, taką pracę, i więcej, daje każdy nasz redaktor, którego nazwisko często w ogóle nie figuruje w książce. Pracownik, którego XXX nic by nie dawało, nie mógłby przecież u nas pracować.
v Kończę, Panie Profesorze. Oczywiście znowu jest późny wieczór czy noc – jakiś za krótki jest dzień, albo ja jestem wyjątkowo nieudolna, jeśli chodzi o pielęgnowanie chorego dziecka, niesprawnie mi idzie robienie opatrunków, przed tem, w czasie tego i jeszcze w dobrą chwilę potem jestem wytrącona z normalnego toku, no a Niania przejmuje się tak, że sama ani nie zrobiłaby żadnego zabiegu, ani nie dała lekarstwa, którego mała nie lubi.
v Podczas przedwczorajszego huraganu byłam na ulicy i z trudem dotarłam do redakcji. Cóż to w ogóle za dopust Boży, ta zima!
v v v v Kończąc, łączę wyrazy oddania
v v v v v i bardzo serdeczne pozdrowienia
v v v v v v v v v I Krońska