List od Władysława Witwickiego z 02.12.1922
2. XII. 1922.
Kochany Romku!
Nie piszę, bo odetchnąć nie mam kiedy. Wciąż kołowrót bez końca. Z dnia na dzień, z dnia na dzień, łup łup, łup łup, jakby pociąg szedł. On też idzie naprawdę do jednej wielkiej stacji, która się powoli a stale zbliża, choć dnia i godziny przyjazdu nikt nie zna.
Przystanki mam co pół roku mniej więcej: u fryzjera, kiedy w ciągu przepróżnowanej półgodziny stwierdzam ponowny przypływ liczby siwych włosów i ponowny ubytek ich ilości.
U Borowskiego ūrgūj, niech drūkuje zamiast; żeby adnotacje zrobił. Adnotacje niech sobie porobi na drūkowanem, jak rzecz wyjdzie.
W Warszawie nic osobliwego, bo cóż Ci będę o sejmie pisał? Że Rataj został marszałkiem a Witos gotów prezydentem zostać – to wiesz. Takie czasy teraz, że różne batiary górą.
Stamma nie widziałem a odczytu jego, o ile wiem, nie było w ogóle, choć on sam miał być w Warszawie, jak mi to Leśniewski dziś mówił.
O urlop powinieneś się starać jednak, jeżeli go chcesz mieć – i nie zrażać się. Jeżeli sam „opuścisz świat i portki”, to Ci i Stamm nie pomoże.
Kategorienlehre nie mam i nigdy jej nie spotkałem.
W święta myślę być na parę dni we Lwowie, ale nie wiem, kiedy się zaczynają i jak długo będą trwały.
Ściskam Cię
Pani kłaniam się pięknie Wład. wraz z Leną