/
EN

List od Władysława Witwickiego z 26.04.1923

Data powstania 26.04.1923
Sygnatura w archiwum ARI
Prawa autorskie wszystkie prawa zastrzeżone
Rodzaj zasobu list

            Kochany Romku!

Bardzo dobrze, że Cię taka Schreibwut opadła. Miło się wtedy pracuje. Referatu na zjazd byłbym i ja nie zrobił, ale przyjechał Twardowski i tak mnie przycisnął, że nie sposób mi było się wykręcić i w końcu wycisnąłem jakieś 12 stron “Z filozofii nauki”. Może jeszcze coś dodam i będzie na wstępne posiedzenie egzerta do ogólnego posiedzenia pod dewizą: “uprasza się nie spać i nie bredzić na posiedzeniach naukowych”.

            Czytam z zainteresowaniem na drugiej stronie listu, o co Ty mnie chcesz prosić? Myślę sobie: “Żebym gdzieś poszedł, coś kupił, z kimś mówił, coś załatwił, kogoś o coś zapytał, czy co – tymczasem Ty się pytasz, czy mi możesz zrobić zaszczyt. No tak. Bo przecież rodzaj prywatnego orderu, doktoratu honorowego, wiązania, wieńca, czegoś takiego. “Dem Andenken meiner seligen Frau”, “Meinen lieben Eltern”, Der Mutter zugeeignet. Albo znowu: “Meinem Meister X, Y”. I zawsze sobie czytelnik myśli – jeśli praca nie komuś z familiji dedykowana: “Oo, to musi być niektobądź ten jakiś, co to mu pracę dedykują. Więc, jak mówią, zaszczyt. – A cóż to za zaszczyt, myślę sobie. Zdaje mi się, że to środek służący do sugerowania ludziom szacunku dla zaszczyconego choćby go nie znali i sami z siebie  nie mogli czci żywić dla niego. Przecież na to się ludziom wiesza ordery, odznaki honorowe, tytuły nadaje i.t.d, aby wywołać uczucia czci tam, gdzieby inaczej nie wyrosły. Przecież tam, gdzie i tak są – nie potrzeba odznak i nikt nie leje wody do studni.

Z tego punktu widzenia mam pewne skrupuły. A mianowicie: wydaje mi się, że to tak samo jak ubieranie togi profesorskiej, aby mnie mieli ludzie za uczonego, którym nie jestem, jak pochwała publiczna, albo owacyjne przyjęcie obliczone na wrażenie u ludzi. Jakiś humbug, jakieś blachmanienie oczu ludzkich, jakieś podnoszenie człowieka do góry, kiedy przecież o człowieka, o tę czy ową jednostkę, o Władysława Witwickiego nie wcale nie chodzi na polu prawdy. W nauce może chodzić o to, co Wł. Witwicki napisał wzgl. o to, coby napisał, mogłoby iść, gdyby pisał. Któż jest Wł. Witwicki? Jeżeli to, co pod jego nazwiskiem figuruje, do góry z tem, jeżeli fałszem, przecz z tem. I na tem koniec. A nazwisko, osoba – należy do kawiarni, sypialni, można z nią wypalić papierosa, ale co kogo z czytelników dziś czy za lat 50 obchodzić będzie jakiś tam Władysław Witwicki. Był kiedyś w Warszawie taki profesor po Abramowskim – co nic nie napisał, tylko tłumaczył coś tam – Platona kilka tomów z obrazkami, ale to nazwisko nic w ogóle powie czytelnikowi. Ktoś mi zadedykował pracę o tożsamości. To tak jak z “Listem do Rembowskiego”. Kto to był ten Rembowski? Pies nie wie. I całkiem o niego nie chodzi w tym liście, a list został. Dzieje Apostolskie do Teofila. List do Tymoteusza i Filemona. Co to mówi? Czerepy jakieś.

            Ja się bardzo cieszę z tego, że moje głupie pytania dały Ci do myślenia. Jest mi na prawdę bardzo przyjemnie z tego powodu. Będę się jeszcze więcej cieszył, jeżeli mi się wyda prawdą to, coś napisał. Gdyby mi się nawet miało wydać mylne, będzie mi przyjemnie, żeśmy tak żywo i długo obcowali duchowo w Toruniu.

Mnie będzie na prawdę bardzo miło, jeżeli mi dasz drukowaną pracę z dedykacją ale jeśli tą dedykację wydrukujesz, a nie napiszesz jej, to to wtedy nie do mnie tylko dedykację zaadresujesz, tylko ją przed każdym czytelnikiem otworzysz i każdemu dasz do czytania. Każdy Cię zapyta wtedy i będzie miał prawo zapytać: “Dlaczego to?”Jeśli to osobista pamiątka ich dwóch, powie czytelnik, to co mnie to obchodzi? Jeżeli związek Itw. z treścią czy formą pracy jest tylko okolicznościowy, przypadkowy- j. Ingardenowi przy sposobności rozmowy z Witwickim przyszły na myśl różne rzeczy, o których potem myślał i napisał książkę o tem, to co to obchodzi czytelnika, który nas obu nie zna albo np. nie lubi? Powie: “Równie dobrze mógł był Galileusz swoją pracę zadedykować świecznikowi w Pizie a Newton swoją jabłoni:. Czyż to nie jest rzeczą skrajnie obojętną, skąd pytania przyszły? Czy o to w ogóle chodzi? Chodzi o to, czy są odpowiedzi prawdziwe.

Mam wrażenie, że taka drukowana dedykacja może być w pewnych przypadkach  wskazówką dla czytelnika, gdzie szukać związków treściowych, czy formalnych, gdzie podnietę do rozważań pokrewnych, czy jakikolwiek związek wewnętrzny – nie mam pojęcia czy w tym wypadku może być dla czytelnika jakakolwiek korzyść z takiej wskazówki, bo gdzie będzie szukał czego? Przecież dla czytelnika nie istnieję ja żywy, tylko ja drukowany. Tych kilkadziesiąt stron komentarzy platońskich i parę robótek psychologicznych – to jestem ja cały w nauce polskiej – tłumaczeń i artykułów się nie liczy. Więc może czytelnik mieć zagadkę, z którą nie będzie wiedział, co począć.

To wszystko piszę, nie żebym Ci bronił użycia mego nazwiska”, bo przecież to nie weksel fałszywy i nie napaść i nie fałszywe świadectwo, tylko zaszczyt, jak mówią i wielki dar moralny, który wysoko cenię. O afiszowaniu się stosunkiem ze mną nie może być mowy, bo ja nie jestem hrabia przecież ani członek domu panującego, prawda?

Tylko tak sobie pomyśl o tem wszystkim, co Ci piszę, abyś i sam zrobił to, czego naprawdę chcesz, a nie to, co Ci w przystępie serca, które przecenia, na myśl wpadło i aby czytelnik nie miał rebusa, z którymby nie wiedział, co począć. A czy to robić i jak robić, ja Ci nie powiem, bo to tak jakbym sobie u Ciebie reklamę zamawiał. A fotografię Ci poszlę porządną, jak zrobię. W tej chwili już nie robię, bo muszę psychologię uczuć wykładać i woli. Pytałem Blachowskiego, z czego on wykłada, a on powiada, że z Fröbesa i z mojej książki nawet. Tyle, to i ja potrafię. I pocieszyłem się trochę. Na razie przesyłam Ci taką fotografię, jaką mam, ale ta jest do niczego.

Rosenbluma nie widzę nigdy i nigdzie. Przed wyjazdem na święta był u mnie raz, robił fotografie i więcej go nie widziałem.

Śpieszę się bardzo więc kończę ten długi list i ściskam Cie serdecznie

            a Pani się kłaniaj ode mnie i od Leny która i Ciebie serdecznie pozdrawia

                                                                                                               Władysław

Warsz. 26. IV. 1923