List od Fritza Kaufmanna z 13.05.1931
Fryburg Bryzgowijski, 13.05.31
n Drogi Panie Ingarden!
n Proszę mi wybaczyć, że z takim opóźnieniem odpisuję na Pański tak przecież miły list. Nie dotarł on do mnie od razu z powodu krótkiej podróży do Paryża. A kiedy go tu znalazłem, to semestr nabierał już rozpędu. A kosztowało mnie to całą moją energię, ponieważ przez fatalny upadek miałem zmiażdżone żebro i byłem dręczony przez tysięczne okropne demony, które dopiero teraz zdają się ustępować.
n Moja książeczka była naturalnie z myślą o Panu, ale proszę nie czuć się zobowiązanym. Jeśli natomiast miałby Pan ochotę napisać gdzieś o niej parę słów, byłbym Panu wdzięczny. Nie przyniesie mi to poza tym żadnej innej korzyści. Wie Pan przecież, że sam Becker, który przewyższa nie tylko mnie zasięgiem i głębią swego myślenia, ciągle posiada jedynie tytularną profesurę, no i naturalnie również stanowisko asystenta.
n Dlatego tym bardziej się cieszę, że Panu, który w dotychczasowych uwarunkowaniach musiał doświadczyć czegoś zupełnie innego niż ja, powodzi się lepiej. Tymczasem niech mi Pan pozwoli powitać piękną perspektywę, iż będzie Pan następcą Twardowskiego (?). Mam nadzieję, że przedwczesne gratulacje nie obudzą zazdrości bóstw. Tak czy inaczej, składam Panu najlepsze życzenia.
n Proszę mi też pozwolić w tych okolicznościach kontynuować i powiedzieć, że Pańskie „Dzieło literackie” stanowi wartościowy wkład [w dziedzinę]. Częściowo przeczytałem tę książkę już zimą a teraz przestudiowałem ją z ekscytacją i pożytkiem na potrzeby wykładu „Filozofia języka”, który to odnosi się właśnie do języka literackiego (oczywiście, nie tylko do tego literatury pięknej). I to właśnie moja wewnętrzna bliskość wobec filozofii egzystencji pozwoliła mi szczególnie odczuć, jak płodne możliwości dalszego rozwoju daje już Husserlowska fenomenologia (możliwości, które Pan dla niej znalazł): zupełnie inna kontynuacja badań aniżeli ta, na którą pozwala Heideggerowska hermeneutyka. I jakżeż nieodpowiedzialnym byłoby pozwolić po prostu zmarnieć tej tak pokaźnej problematyce, goniąc za innymi, nowymi (żeby nie powiedzieć: liczniejszymi) celami.
n Ten pogląd, w którym Pan mnie utwierdza, nie był mi całkiem obcy. Zajmuję się nim w tym półroczu już choćby przez to, że prowadzę czterogodzinne ćwiczenia o Husserlu: pewne novum, które całkiem nieźle się przyjęło.
n A poza tym, dowiedziałem się od Pana o przełomowej sile Husserlowskiej pracy, zwłaszcza w odniesieniu do tego rodzaju problematyki. Z pewnością już Panu przed laty mówiłem, że w mojej nieopublikowanej pracy doktorskiej próbowałem zastosować analogiczną warstwową analizę do malarstwa, gdzie rzeczy są oczywiście mniej skomplikowane (brakuje warstwy znaczeniowej) i dlatego generują inne trudności. Jednak jeszcze w 1926 podczas wykładów z filozofii sztuki zaproponowałem całkiem podobny do Pańskiego schemat dla dzieła literackiego, oczywiście bez tak subtelnej struktury jak u Pana. Ale te rzeczy zajmują mnie wciąż na nowo, jak Pan widzi z moich bieżących wykładów. I myślę, że w kolejnych latach znajdzie to wyraz w studiach z filozofii sztuki, które będą moją następną publikacją. W wielu kwestiach będzie tam między nami zbieżność: w samej naturze rzeczy, w naszym wspólnym duchowym pochodzeniu; a także za sprawą inspiracji, za którą Panu dziękuję. Nie wiem jeszcze, w jakim stopniu będą one musiały się unaocznić w dyskusji z Panem. Wkrótce będzie chodziło tylko o różnorakie relacje, a nie o XXX. Nie tylko miałbym do powiedzenia wiele innych [rzeczy] aniżeli Pan (w tym również to, czego Pan nie wyłożył), lecz będę miał do powiedzenia trochę innych rzeczy. W pewnym sensie jestem o parę stopni „bardziej idealistyczny” niż Husserl. O jego bardzo interesujących wywodach na temat pojęcia i znaczenia słowa pozostaje mi do dodania: wierzę, jak Pan, że ani z pojęcia, ani z istoty itd. nie może powstać absolutna autonomia bycia. Ustępstwo, na które Pan idzie wobec nowego stanowiska Husserla w kwestii „sądu” wydaje mi się nie wystarczać. A kiedy opracowuje Pan – z grubsza mówiąc – relatywność podmiotu zdania (sądu), aby zestawić prawdziwą autonomię bycia tego, co właściwie istnieje (jest obecne) z Abhebung, to być może już w nowych Medytacjach Husserla leży implicite odpowiedź na ten zarzut, przynajmniej w takiej mierze, w jakiej dotyczy on rzeczywistości: na przykład w rozróżnieniu pomiędzy syntezą aktywną i pasywną. W liście nie mogę oczywiście tego wyłożyć ani w pełni, ani precyzyjnie. Chciałbym tylko na nowo podkreślić, że dla mnie fenomenologiczna zasada, iż każdemu przedmiotowi przysługuje jakiś oryginalny sposób bycia danym, wydaje się bez idealistycznej konsekwencji XXX zagrażać jakiejś harmonii przedustawnej. (Oczywiście, trzeba przyznać, że uregulowany porządek doświadczenia [u] Husserla również przedstawia ją jako cud – a przecież wskazuje również prawdziwą drogę do Boga. Również to mnie nie zadowoliło: ani w kwestii poznania, ani Boga; jeśli mogę się tak wyrazić, a dokładniej w kwestii relacji człowieka z Bogiem. Dla filozofii, która chce zrozumieć (oczywiście, raczej nie jest to jedyna możliwość i wykładnia filozofii) transcendencja może być tylko kwestią sensu (Sinnproblem), i również nie może w ogóle prowadzić na zewnątrz sfery sensu. To dotyczy moim zdaniem również idealnych transcendencji, które oznaczają jedynie jakiś wyższy poziom idealności aniżeli [ta, która] rozwija się już w „subiektywnej” sferze. Ów ogrom idealnych przedmiotów (w najszerszym sensie), jaki zaproponowaliście Hearing oraz Pan, oznaczałby dla mnie jakiś rodzaj koszmaru, gdybym nie mógł ich zredukować do konstrukcji kategorialnych.
n Mój drugi zarzut – abstrahując od tych pobocznych – dotyczy Pańskiej korekty Husserlowskiej teorii modyfikacji neutralności (Neutralitätsmodifikation) w odniesieniu do dzieła sztuki. Nie mogę na szybko naszkicować mojego pozytywnego stanowiska, którego zapowiedzi były widoczne już od 1923. Mogę tylko krytycznie zauważyć, że również ja muszę tu odejść od Husserla, ale nie chcę iść tak bardzo w kierunku iluzji jak Pan.
n Może wolno mi jeszcze na koniec powiedzieć, co uznałem w Pańskiej pracy za lepsze i posiadające większą moc dowodową. Jest to sposób, w jaki Pan zademonstrował jednostkę sensu zdania z relacji Subjekt – Verbum finitum. Iście oryginalne i oświecające posunięcie. O tym, jaki poza tym był odbiór Pańskiego dzieła we Fryburgu, mogę niewiele powiedzieć. Z Heideggerem – z powodu wakacji – nie rozmawiałem od miesięcy. Praktycznie nie mamy ze sobą prywatnych relacji. Nic zatem o nim nie wiem. Husserl, bardzo zgorzkniały z powodu sposobu, w jaki Heidegger go rozczarował, cieszy się naturalnie bardzo z dalszego wsparcia, jakie mu Pan okazuje – a również tam, gdzie idzie Pan innymi drogami, są to przecież takie, które naprawdę wychodzą od niego oraz takie, które muszą w końcu do niego z powrotem zaprowadzić (w nic przeciwnego nie może one wierzyć). Z drugiej strony jest on – jak Pan przecież dobrze wie – zbyt mocno na sobie skupiony – by naprawdę usłyszeć głos [kogoś] innego i móc za nim podążyć. Jeśli mogę się wypowiedzieć na temat różnic pomiędzy nim a Panem, to odpuścił on sobie i było to widać, że nie poświęcił czasu, by zagłębić się w Pańskie wywody. Musi po prostu spróbować obronić swoje. A i tak, pomimo doskonałej asysty Finka, jest to dla niego zbyt wiele. Rok w rok oferowano hojnie do 90% nakładów: nagle postawiono temu tamę. Teraz, zmienione, niemieckie wydanie Medytacji ukarze się w listopadzie. Jeśli na koniec wspomnę o tym, że Becker z wielką pieczołowitością wychwalał Pańską pracę, to z pewnością wypełnię mój obowiązek reportera.
n [Napisałem] Panu o wiele dłuższy list aniżeli pozwalał mi na to czas. Jeśli choć w jakiejś mierze wyraża on przywiązanie, jakie, przy całej dywergencji myśli o czasie i przestrzeni, do Pana żywię, to będę zadowolony.
n Pozdrawiam Pana i Pańską Małżonkę również w imieniu mojej żony jak najserdeczniej i pozostaję z serdecznymi, dobrymi życzeniami.
Pański,
Fritz Kaufmann.