/
EN

List do Kazimierza Twardowskiego z 29.11.1927

Data powstania 29.11.1927
Powiązane miejsca Fryburg, Lwów, Paryż, Warszawa
Sygnatura w archiwum PTF Rps 02.1, t. XII
Prawa autorskie wszystkie prawa zastrzeżone
Rodzaj zasobu list
Dziedzina filozofia

Marburg, 29. XI. 27.r.

 

Wielce Szanowny Panie Profesorze!

            Od szeregu dni zbieram się, by napisać do SzPana Profesora, ale ponieważ chcę czas możliwie wykorzystać dla studjów, trudno mi znaleźć wolną chwilę.

            Za kartkę ostatnią bardzo dziękuję i cieszę się, że żaden z mych listów nie zaginął /niestety prawie czwarta część mych listów do mej żony przepada, mam widać jakiegoś niesolidnego listonosza, w czasie wakacji było jeszcze gorzej!/. Niezmiernie jestem Wielce Szanownemu Panu Profesorowi wdzięczny za łaskawe zajmowanie się i starania w sprawie posady dla mej żony. Pisała mi wczoraj żona, że SzPan Profesor był łaskaw aż sam się do niej trudzić w tej sprawie. Bardzo jej było przykro, że SzPan Profesor nie zastał jej w domu. Żona moja była u Dr Serbeńskiego i miałaby wielką ochotę wziąć tę posadę, by się o coś we Lwowie zaczepić, a nadto dlatego, że i te 160 zł wiele dla nas w budżecie miesięcznym znaczą. Niestety wyłaniają się jakieś trudności. O ile rozumiem, istnieje spór pomiędzy lekarzami a Magistratem, który pragnie przyjąć lekarzy na stanowiska „higjenistek” /żeby było taniej/, czemu lekarze się opierają. Żona moja uzyskała jakieś informacje co do tego i obawia się, że jeżeli posadę tę obejmie, to może być przez lwowskich lekarzy bojkotowana, a to oczywiście utrudniłoby jej, względnie uniemożliwiło stanowisko wśród lekarzy lwowskich. Nie mogę dobrze się w tem zorjentować i nie wiem, kto ma rację /choć osobiście wydaje mi się, że honorarjum 160 zł, za przeszło 60 godz. miesięcznej pracy, istotnie jest dziwnie małe; nie wiem, czy dziś nauczyciel ludowy zdecydowałby się dawać lekcje po 2,66 zł za godz./, więc nie będę mógł żonie mej w tej sprawie nic poradzić. Przykro mi tylko bardzo, że wskutek tych zawodowo-stanowych skrupułów mogą się starania SzPana Profesora w niwecz obrócić. Żona moja zresztą jeszcze żadnej decyzji nie powzięła /list jest z 24.XI./ i będzie musiała ją sama powziąć, bo list mój w tej sprawie dopiero za kilka dni otrzyma.

            Pobyt mój w Marburgu dobiega powoli końca, ale nie mogę określić, kiedy stąd wyjadę, bo muszę tu czekać na drugą ratę mego stypendjum, a kiedy Ministerstwo Oświaty pieniądze mi każe przesłać, trudno napewne powiedzieć. Właściwie powinienem już te pieniądze mieć w ręku, gdyż według kosztorysu mej podróży, kwota, którą otrzymałem, najdalej do końca listopada winna starczyć. Tylko dzięki temu, że porobiłem znaczne oszczędności, mogę jeszcze jakiś czas wytrwać. Ponieważ jednak podałem tutejszy adres mój Ministerstwu i napisałem, że tu czekam na pieniądze, muszę czekać. Zresztą kwota, którą w tej chwili posiadam, jest zbyt małą, by z nią ruszać do Paryża. Tak samo nie wiem, jak długo pozostanę wogóle zagranicą. W czasie pobytu we Fryburgu zwróciłem się do Wydziału Nauki z zapytaniem, czy istniałaby nadzieją uzyskania dalszych kwot na pobyt zagranicą. W jakiś czas potem dostałem lakoniczny list od p. Michalskiego, w którym Ministerstwo Oświaty prosi mię o podanie dokładnie czasu, o jaki pragnę przedłużyć pobyt i podanie kosztorysu. Wywnioskowałem z tego, że Wydział Nauki jesz zasadniczo skłonny dać mi jeszcze trochę pieniędzy i napisałem, że pragnę pozostać do końca marca i podałem odpowiednią sumę. Prosiłem o możliwie rychłą odpowiedź, gdyż muszę w danym razie wnieść podanie o przedłużenie urlopu i wyjaśnić sprawę mych wykładów na uniwersytecie /logika i moje wykłady/. Tymczasem dotychczas zupełne milczenie. Prawdopodobnie będę musiał jednak wrócić z końcem stycznia, gdyż fundusze, które mojej żonie pozostawiłem, a nadto stan zdrowia żony i mego najmłodszego potomka, który znowu ma jakąś sprawę ze swem uchem, nie pozwolą na tak długą mą nieobecność. Wprawdzie Husserl, któremu pisałem, że prawdopodobnie ze względów finansowych będę musiał wrócić z końcem stycznia do Lwowa, zaproponował mi, że dostarczy do mej dyspozycji 300–400 mrk na wieczne nieoddanie, ale – jakkolwiek jestem mu bardzo za tę propozycję wdzięczny, nie mogę jej oczywiście przyjąć. Zresztą decydującem w tej sprawie będzie, jak się moja żona będzie czuła i jakim będzie stan zdrowia Januszka. O przedłużeniu mego pobytu zagranicą myślałem głównie z tego powodu, żeby na tej podstawie uzyskać przedłużenie urlopu na drugie półrocze, gdyż w razie powrotu do szkoły od lutego będę musiał przerwać znowu pracę naukową i i wiele z korzyści, które odniosę przez pobyt zagranicą, pójdzie na marne. Wogóle po tych kilku miesiącach wyłącznej pracy naukowej nie wyobrażam sobie powrotu do szkoły, ale trudno. Zresztą człowiek jest zwierzęciem, które do wszelkich warunków dostosować się potrafi.

            Z pobytu w Marburgu o tyle nie jestem nadzwyczaj zachwycony, że rozczarowałem się trochę do Heideggera, jakkolwiek sądzę, że w jego dziele zawarte są rzeczy niezwykle wielkiej wagi. Tylko, że prócz znacznej dozy niejasności, wiele rzeczy jeszcze zupełnie niedojrzałych, a jak się przekonałem i dla samego autora jeszcze w stadjum dojrzewania. Ale że tak książka sięga w zagadnienia znacznie głębiej, niż współczesne dzieła filozoficzne, to nie ulega dla mnie wątpliwości. Jeżeli Heidegger zdobędzie się na większą jasność i uda mu się wyanalizować dokładnie rzeczy dziś raczej wyczuwane, to ma wielką przyszłość przed sobą. Zresztą jeszcze nie skończyłem czytać jego dzieła. Być może, że sąd mój ostateczny wypadnie znacznie korzystniej. – Mahnke, który niedawno dostał tu t.zw. osobisty ordynarjat i który wykłada filozofję niemiecką przed Leibnizem, niestety zupełnie na mnie wrażenia nie zrobił. Mówię na podstawie kilku wykładów, które słyszałem, bo prawie dotąd z nim nie rozmawiałem. Przyjechał tu przed dwoma tygodniami i jeszcze nie urządził sobie mieszkania, więc prosił mię, bym się narazie wstrzymał z odwiedzinami. Może w rozmowie wrażenie będzie lepsze. To wszystko skłaniało mię do tego, by możliwie szybko, skoro tylko otrzymam pieniądze wyjechać do Paryża, zwłaszcza, że gdybym musiał wrócić już z końcem stycznia, czasu wiele na Paryż nie pozostaje. W ostatnich dniach sytuacja o tyle się zmieniła, że nawiązałem bezpośrednie stosunki z prof. Jänschem, który bardzo przyjaźnie się do mnie odniósł i zaproponował mi, by asystenci jego pokazali wszelkie możliwe doświadczenia z dziedziny eidetyki. Dostarczył mi także kilku jeszcze niedrukowanych prac jego uczniów. Wczoraj rozmawiałem dwie godziny z panem, który posiada niezwykle żywe „obrazy eidetyczne” i próbowałem uzyskać opis tych fenomenów. Było to dla mnie bardzo pouczające. Jutro mam jechać do jakiegoś miasteczka w okolicę, gdzie znajduje się jakaś niewiasta o równie żywych i częstych obrazach eidetycznych. Jänsch twierdzi, że istnienie tych zjawisk jest zupełnie pewne i że są one bardzo różnorodne. Na tej drodze dochodzi do badań typologicznych, ustalając dwa typy krańcowe, podobne do typów Kretschmerowskich. Na tej drodze próbuje także rozwiązać zagadnienie stosunku duszy do świata materjalnego. Przygotowuje pracę epistemologiczną, na temat kategorji. Jak się przedstawia ostatecznie jego teorja o stosunku świata psychicznego do świata materjalnego, jeszcze dokładnie nie wiem, gdyż dopiero część jej przedstawił w swym wykładzie. Dotychczas widać silny wpływ Bergsona.

            Czy Seminarjum Filozoficzne nie mogłoby zaabonować czasopisma p.t. „Philosophischer anzeiger” /wydawane przez Plessnera w nakładzie Cohena, Bonn/. Ukazały się dotychczas: jeden tom i trzy zeszyty drugiego rocznika. Uważam, że tam wiele ciekawych artykułów, a że pismo poświęcone przedewszystkiem dyskusjom pomiędzy różnemi kierunkami, więc sporo informacji można na tej drodze uzyskać. Moze Bibljoteka Uniwersytecka mogłaby to zrobić, gdyby Seminarjum funduszów nie miało? A może Ruch Filozoficzny mógłby to pismo na wymianę dostać. Jakkolwiek nie znam Plessnera, to jednak może mógłbym w tej sprawie coś przez Heideggera uzyskać, który także jest w komitecie redakcyjnym. Gdyby SzPan Profesor sobie tego życzył, mógłbym tę sprawę poruszyć. W ostatnim zeszycie jest bardzo ciekawy, choć częściowo skandaliczny artykuł Schelera p.t. Realismus-Idealismus.

            Kończę, bo robota czeka. Jak długo tu pozostanę, jeszcze nie wiem, w każdym razie adres mój narazie bez zmiany, bo przypuszczam, że pieniądze z Warszawy tak prędko nie nadejdą. Gdybym miał prędzej wyjechać, to zaraz doniodę SzPanu Profesorowi. Zresztą każę sobie pocztę stąd posłać do Paryża.

            Łączę wyrazy głębokiego poważania i jeszcze raz serdecznie dziękuję za tak życzliwe zajęcie się sprawą posady mej żony. Proszę również uprzejmie nie wziąć mej żonie tego za złe, gdyby nie mogła się z podanych wyżej względów na objęcie tej posady zdecydować. Załączam piękne ukłony dla Wielce Szanownej Pani Profesorowej.

 

                                                                                                               Roman Ingarden