List do Księdza Rektora z 13.02.1939r.
13 II. 1939.r.
Drogi Księże Rektorze.
Przede wszystkim przepraszam, że dopiero dziś odpisuję na list otzrymany w piątek. Ale niestety miałem teraz trzy dni pełne zajęć. posiedzeńi td. i nie udało mi się znaleźć chwili czasu na napisanie listu. Zresztą nosiłem się także – jeżeli tak można powiedzieć. List bowiem Drogiego Księdza Rektora wprawił mię w prawdziwy kłopot. Mam też wrażenie, że zaszło między nami nieporozumienie co do poglądu na wartość przekładu p. Lisieckiego: Wydawało mi się, że w orzeczeniu mym napisałem dość wyraźnie, co o tem sądzę. Mimo to zdawałem sobie sprawę z tego, że istotna wypukłość tego orzeczenia ujawnia się dopiero a/ przy uwzględnieniu materiałów, które przesłałem, b/ przy podaniu notywów, dla których tłumaczenie, przynajmniej wczęści, którą przestudiowałem, uważam za b a r d z o w a d l i w e. Otóż, ponieważ napisanie tych motywów, wykazanie dlaczego i w jakim stopniu przytoczone miejsca tłumaczenia są złe, zmusiłoby mię do napisania obszernego referatu, któryby mi zabrał wiele drogiego czasu, pomyślałem sobie, że będzie znacznie prościej, jeżeli pojadę do Krakowa i obszernie pomówię o tem z Księdzem Rektorem. Gotów jestem i dzisiaj to zrobić, ale wyłącznie jako rozmowę p r y w a t n ą. Całą bowiem moją robotę uważam za sprawę wyłącznie prywatną między mną a Księdzem Rektorem. Po prostu chciałem, żeby Ksiądz Rektor mógł nie nadwyrężać Swych uczu przez czytanie rękopisu p. Lisieckiego i nie tracić na to czasu. /Ale wyznam szczerze, że gdybym był przypuszczał, jaki to przekład, to nie byłbym się na to zdecydował/. Pomoc moja czysto naukowa była bowiem niepotrzebna, gdyż Ksiądz Rektor sam znacznie lepiej ode mnie mógłby przekład ocenić.
Natomiast występować o f i c j a l n i e czy to wobec Akademii, czy też wobec p. Lisieckiego nie mogę. Akademia oficjalnie się do mnie nie zwaracała i nie mogłaby tego uczynić, albowiem nie jestem członkiem P.A.U., ani członkiem Komitetu dla przekładów Arystotelesa. Gdyby się zaś nawet Akademia do mnie zwróciła, nie podjąłbym się oficjalnie tego obowiązku, bo wówczas byłbym zmuszony czytać i kontrolować całość tłumaczenia, a na to nie mam czasu, ani nie czuję się dość filologiem.
n Co zaś do rozomowy oficjalnej z p. Lisieckim, to być może, że Komitet mógłby z nim taką rozmowę przeprowadzić, gdyby p. Lisiecki mógł istotnie przyrzec, że potrafi tłumaczenie poprawić. Ale tego rodzaju przyrzeczenia dać nie można i nie wieleby ono było warte, bo trzeba mieć do tego odpowiednie kwalifikacje. Ja zaś jako nie-członek Akademii i nie-członek Komitetu nie mógłbym w każdym razie tam zabierać głosu i przekonywać p. Lisieckiego w sprawach, w których mam wrażenie on się i tak przekonać nie da. Pan Lisiecki zresztą mógłby słusznie odpowiedzieć, że w tej sprawie nie mam prawa zabierać głosu oficjalnie. Tak więc muszę niestety odmownie odpowiedzieć na cenną propozycję Księdza Rektora, żebym wziął udział w projektowanym posiedzeniu. Mogę natomiast na własny koszt przyjechać do Krakowa, żeby podać ustnie motywy – ale wyłącznie Księdzu Rektorowi – dla których uważam tłumaczenie w części, która przestudiowałem, za wadliwe. Jeżeli oczywiście Ksiądz Rektor uważa za wskazane. Mógłbym przyjechać do Krakowa na 23 lutego br. Będę bardzo zobowiązany, jeżeli Drogi Ksiądz Rektor raczy mi dać znać, czy sobie Ksiądz Rektor tego życzy.
n A teraz co do jakości samego przekładu. O ile mogę wnosić na podstawie skontrolowanej części rękopisu, tłumaczenie to nie jest tego rodzaju, żeby wymagało tylko „pewnych poprawek”. Trzeba je poddać g r u n t o w n e m u p r z e r o b i e n i u. Praca nad tem musiałaby jeszcze trwać z jakiś rok, żeby doprowadzić przekład do stanu znośnego. Ogłoszenie przekładu w jego obecnej postaci z drobnymi tylko poprawkami będzie kompromitacją dla Akademii i szkodą dla nauki polskiej i recepcji Arystotelesa w Polsce. Żebyż to je szcze byłkiś drobny, podrzędnego znaczenia dialog Platona np. a nie Metafizyka Arystotelesa, to ostatecznie nie uważałbym całej sprawy za ważną i godną takiego zachodu. Ale z Metafizyką rzecz się ma inaczej. I kiedy, jeżeli w ogóle zdobędziemy się na nowy przekład Metafizyki. I kto to będzie czytać w obecnym stanie? Uczeni dla siebie, nie, bo muszą wziąć oryginał do ręki. Na seminariach nie będzie się można oprzeć na tym tłumaczeniu, bo jest w wielu miejscach zupełnie niezgodny z oryginałem, a prócz tego często tak bałamutny, że nic nie można zrozumieć. A laicy? Lepiej niech w ogóle nie znają Metafizyki, niż by ją mieli poznawać w tak skażonej postaci. Gruntowne poprawienie tekstu jest więc conditio sine qua non jego ogłoszenia.
n Kto jednak będzie mógł to tłumaczenie poprawić? Pan Lisiecki nie będzie chciał, ani nie potrafi tego zrobić. Albowiem, żeby to uczynić, trzeba nie tylko umieć po grecku, ale nadto trzeba być filozofem, znać dobrze Arystotelesa i rozumieć – w granicach możliwości – jego Metafizykę. Warunków tych nie spełnia p. Lisiecki. To, co najgorsze właśnie, to to, że widać, że on nie rozumie o co właściwie Arystotelesowi chodzi, bo gdyby choć przypuszczał, toby tak nie tłumaczył. Nikt zaś inny nie podejmie się poprawiać tego tłumaczenia, bo na to szkoda czasu. Lepiej tłumaczyć samemu, jeżeli kto potrafi.
n Przytem p. Lisiecki jest dziwnym człowiekiem. Po ogłoszeniu tłumaczenia p. Gromskiej 2 ksiąg Etyki Nikom. p. Lisiecki napisał do niej list z zapytaniem, czy jej wiadomo, że on tłumaczy tę Etykę, i prosił o odpowiedź, tak, jakby nikomu innemu nie było wolno tłumaczyć tej Etyki, skoro on ją tłumaczy. Na wiosnę b.r. napisał list do Witwickiego pełen wyrzutów, dlaczego to W. tłumaczy Platona, skoro on przełożył już 20 djalogów. Witwicki ma być winien, że Akademia nie che mu drukować tych tłumaczeń, jego tłumaczenia bowiem są tak dobre – jak już pisałem Drogiem Księdzu Rektorowi – że Ingarden prowadzi swe seminarium na podstawie jego przekładu Metafizyki. Więc do czego doprowadziłaby moja rozmowa z p. L.? Czy mógłbym go choć w części przekonać?
n Wreszcie: P.A.U. oczywiście sama zdecyduje, czy chce drukować tłumaczenie p. Lisieckiego i z jakimi zmianami. Ja jednak w każdym razie nie chcę ponosić żadnej odpowiedzialności za ukazanie się tego tłumaczenia /w jego obecnej lub trochę tylko zmienionej postaci/. Wykonałem pracę w granicach mej możliwości, gdyż Drogi Ksiądz Rektor sobie tego życzył. Ale nie mogę się zgodzić, żeby gdziekolwiek przy wydaniu tego tłumaczenia było zaznaczone w druku, że tę pracę wykonałem. Powstałby stąd pozór, że opowiedziałem się za wydaniem tego tłumaczenia i że je oceniam dodatnio. Tego nie uczyniłem.
n Proszę mi wybaczyć, Drogi Księże Rektorze, że jestem zmuszony tak sprawę postawić. Ale niestety nie mogę inaczej. Sprawa jest zbyt ważna. Nie uważam zresztą mego zdania za nieomylne. Będę uważał za rzecz naturalną, jeżeli fachowcy dojdą do zdania innego. Ale ja mogę odpowiadać tylko za moje błędy, nie za cudze.
Łączę wyrazy głębokiego poważania i prawdziwej czci, a zarazem proszę, czy mam przyjechać do K s i ę d z a Rektora /a nie do Komitetu/ w czwartek 23 lutego br.