List od Ireny Krońskiej z 10.01.1955
c c c c Warszawa, 10.1.55
Szanowny i Drogi Panie Profesorze,
proszę mi wybaczyć, że teraz dopiero odpisuję – miałam w ostatnich tygodniach pracę bardzo utrudnioną, Myzia mi chorowała, od trzech tygodni ma szkarlatynę. Przebieg jest szczęśliwie dosyć lekki, ale w każdym razie wymaga to mojej właściwie całodziennej opieki. W zasadzie dopiero wieczorem mogę myśleć o innej pracy.
c Uwagi Pana Profesora o wstępie Kołakowskiego do Leibniza przekazałam autorowi, i pokazałam je też prof. Kotarbińskiemu, który pod ich wpływem sam ten wstęp przeczytał. Zrobił pewne uwagi szczegółowe, całość uważa za (wyrażenie, którego użył) „ociekającą inteligencją” i zasługującą na umieszczenie jako przedmowa do Nouveaux Essais. Wstęp ten czytał też prof. Elzenberg – zrobił szereg uwag, z których autor wiele przyjął. Sprawą zasadniczą jest wysunięta i przez Pana Profesora i przez prof. Elzenberga interpretacja znaczenia leibnizjańskiej logiki dla całego systemu – to znaczy, mówiąc najogólniej, Russelowska wykładnia – i z tą autor nie może się zgodzić. – Pewnie, właściwie te najbardziej zasadnicze postulaty, jakie w stosunku do wstępu formułuje Pan Profesor, dotyczą ogólnej postawy metodologii marksistowskiej. – Zarzut niezajęcia się we wstępie problematyką Nouveaux Essais secjalnie – jest zupełnie słuszny w stosunku do wstępu do tego dzieła. – Autor nie chciał jednak, czy nie mógł zrezygnować z przedstawienia całego systemu Leibniza, a wstępu i tak dużego nie można było XXX o analizę tego dzieła. Sprawa ewoluowania koncepcji Leibniza – znowu napewno ważna (niestety nic o tym nie wiem!) – tego autor nie podejmuje się zrobić w tak krótkim czasie, jaki XXX nasze terminy. – A w ogóle źle się stało, że wstęp otrzymaliśmy tak późno (a to znów stało się dlatego, że Kołakowski jest potwornie obciążony zajęciami), i że Pan Profesor nie chciał dać bardziej szczegółowej oceny, czując się urażony brakiem podziękowania za Swą pracę nad Spinozą. – List ten piszę zupełnie nieurzędowo i bezpośrednio, tak jak zwykliśmy rozmawiać po wielu już latach znajomości i – chyba mogę to powiedzieć bez obawy zdezawuowania przez Pana Profesora – przyjaźni. Otóż Leszkowi powiedziałam o tym i bardzo szczerze się zmartwił. System pracy kolektywnej tak wszedł w zwyczaj, że prawie sobie nie wyobrażamy, iż można inaczej, a jednocześnie utarł się zwyczaj, że się nie dziękuje ludziom, którzy bardzo istotnie pomogli czy jako redaktorzy czy jako recenzenci itd. Ale ten zwyczaj można zmienić, bo naprawdę jest rzeczą bardzo przyjemną, przede wszystkim dla samego autora, podziękować za taką czy inną formę pomocy. Kołakowski szczerze więc żałuje, że o tym nie pomyślał, i miał nawet do mnie żal, że mu tego nie podsunęłam. Niewątpliwie słusznie, bo powinnam nad takimi sprawami czuwać. Tylko że – proszę tak zupełnie szczerze – ja nie pomyślałam o tym dlatego, że sama straszliwie się napracowałam nad Morellym, a trochę nad Uzasadnieniem, i praca ta pozostała całkowicie anonimowa. – Ale w tych sprawach tradycja nie obowiązuje, i odtąd będę pilnować, żeby podobnych uchybień jak z Etyką Spinozy już więcej nie było.
c Ale to nie jest jedyny kłopot z Leibnizem, ta sprawa wstępu. W tej chwili bardzo przykra jest sytuacja z samym tekstem. W tej korekcie (1-a po przełamaniu) jest jeszcze dużo poprawek redakcyjnych. W 60% pochodzą one od Pana Profesora, w 40% od Izy i Cierniakównej, która jest tzw. redaktorem prowadzącym tej XXX. Wybuchła z tego powodu burza w wydawnictwie. Dyrektor wydał polecenie ograniczenia poprawek do bezwzględnie koniecznych, Cierniakówna siedzi już od tygodnia nad tą całkowicie bezsensowną robotą – wszystkie poprawki są w gruncie rzeczy konieczne, nawet te czysto stylistyczne, i sumienie nie pozwala jej z nich zrezygnować. Może w końcu – a i to z ciężkim sercem – zlikwiduje w całym tekście jakichś 20-30 poprawek. Moja szkarlatynowa kwarantanna nie pozwala mi brać udziału w posiedzeniach, na których się w PWNie te rzeczy rozstrzyga – Cierniakówna ma za mały autorytet. Pozatem stanowisko naszej redakcji nie jest łatwe, bo istotnie w korekcie po przełamaniu nie powinno się już wprowadzać zmian autorskich, koszty są ogromne, zwłaszcza że drukarnia wyzyskuje te rzeczy. Bywa np. wiersz z błędem zecera – redaktor korzysta z tego i wiedząc że wiersz i tak będzie przelany, wprowadza swoją poprawkę, ale drukarnia w przedstawianych przez siebie rachunkach nie bierze tej genezy poprawki pod uwagę. – Cała ta sprawa bardzo jest mi przykra i dlatego, że nasi redaktorzy nie dostaną w tym miesiącu nagród. – No, ale cóż robić, nie mogę dopuścić do tego, żeby tekst poszedł w takim stanie, w jakim był przed ostatnią korektą, i żeby na marne poszedł cały trud włożony w tych ostatnich miesiącach przez Pana Profesora, Dąmbską i Cierniakównę. – Na dobrą sprawę to XXX jeszcze pewne rzeczy należałoby zmienić – pisownia imion starożytnych jest właściwie XXX, po co te Pythagorasy, Constantinusy (zawsze mówiliśmy o cesarzu Konstantynie) itd. Iza poszła tu za manią Ganszyńca, której i ja kiedyś uległam, ale to przecież nie ma sensu i nigdy nie jest konsekwentne, bo jeżeli się nie polonizuje Pitagorasa czy Konstantyna, to dlaczego np. pisać Tomasz z Akwinu, itd. – Przeglądałam indeks, który przysłała Iza, wygląda to zupełnie śmiesznie, ten pedantyzm, np. Cezar, p. Gaius Julius Caesar, Pitagoras, p. Pythagoras, Epikur, p. Epikuros (Epicurus!) – itd.
c – No, wypłakałam się z powodu tych Leibnizjańskich kłopotów – może bardziej niż trzeba, bo jestem w nienajlepszej kondycji, bardzo zmęczona, i z wyjazdu, po którym sobie dużo obiecywałam, nic nie wyszło.
c O protokułach z dyskusjami Kantowskimi pamiętam – prześlę Panu Profesorowi w najbliższych dniach (co parę dni zachodzę do naszej redakcji w godzinach wieczornych). Sam przekład jest już cały przepisany – XXX Dańcewicz i jeszcze jedna korekta, i przygotowuję do druku. Po zakończeniu tej pracy egzemplarz oryginalny Pana Profesora zwrócę, żeby Pan Profesor mógł na jego podstawie robić korektę (wtedy też zwrócę tekst niemiecki i angielski dorze?)
c Jak się czuje prof. XXX? Miałam od niego list, że jeszcze jakiś czas musi mieć nogę w gipsie.
c Proszę mi wybaczyć bardzo nieprecyzyjną i pod każdym względem nieporządną formę tego listu – piszę go dobrze po północy, w jedynej porze, w której mogę obecnie pisać i czytać.
c Serdecznie dziękuję za miłe życzenia Noworoczne. Moje – mam nadzieję – zaczęły się od 1-go stycznia XXX.
Łączę serdeczne wyrazy szacunku
i oddania, i najlepsze pozdrowienia
c c c c I Krońska
P.S. O najważniejszym nie powiedziałam – czy Pan Profesor godzi się na XXX wstępu Leszka, po wprowadzonych poprawkach? Bardzo proszę o wiadomość możliwie szybką, na mój adres prywatny.
IK
P.S. m 2 Posiedzenie Komitetu będzie w lutym, po przerwie semestralnej, ok. 15-go.