List od Władysława Witwickiego z 21.04.1938
21. IV. 1938
w Warszawie
Proszę Cię – przecież tu niechodzi o interpretację. O interpretacji mówię wtedy, kiedy zwrot pisany dopuszcza dwa rozumienia – nie jest jednoznaczny. Tutaj moim zdaniem tekst nie był dwuznaczny. Brzmiał:
„Co do akademii dla Twardowskiego (szło o to, że nie będę na niej mówił we Lwowie, szło o tę stronę tej Akademji, o ten właśnie a nie inny fakt, bo o tem była mowa w poprz. listach) to cała ta sprawa (mojego nieprzyjeżdżania i uchylenia się od przemowy uroczystej, pochwalnej przed forum, w którem nie wszyscy tak patrzą na Nieboszczyka, jak ja) dała mi dużo do myślenia o istotnym stosunku uczniów Twardowskiego do Twardowskiego jako filozofa. (Ja jestem niewątpliwym uczniem Twardowskiego i list jest pisany do mnie, zatem mój stosunek do Tw. dał Ci dużo do myślenia). Przychodzę do przekonania, coraz silniej się we mnie utrwalającego, że tzw. 100%-towi uczniowie Tw. wcale go jako filozofa nie cenią i.t.d. (Tu już zostałem wskazany palcem. Jestem przecież właśnie 100%-towy uczeń Tw. Jeżeli już ktoś używa tego terminu, to jakkolwiek by go rozumiał, na pewno i mnie wskazuje. Choćby o tem sam w tym momencie jakoś nie pamiętał, albo nie przewidywał, co z tego wynika. Tem bardziej, że tuż zaraz przychodzi zdanie: czują się skrępowani, gdy mają o jego dorobku naukowym mówić (zatem to miało być tło mojej odmowy przyjazdu!) To jest teza.
Tu przychodzi argument na poparcie tej tezy: 1.) Ajdukiewicz nie czytał Wyobrażeń i Pojęć. To pierwszy arg. Drugi ten, że 2.) z kół 100% uczniów ktośtam cośtam powiedział. Powiedział znowu inny nie cobądź, tylko zobaczył prace Tward. aż u podstaw fenomenologji a śmiał się przytem w kułak po cichu. Tutaj stosunku wynikania dojrzeć nie potrafię pomiędzy temi argumentami streszczenie i wniosek: „Na zewnątrz wygłasza się peany takie, jakby chodziło o klasę np. Kanta (to może dotyczyć mojego przemówienia w radjio, kiedy tam trup leżał na środku pokoju) a w cztery oczy, to inaczej ta cała sprawa wygląda (nie chce Witwicki mówić na Lwowskiej Akademji, bo czuje się skrępowany, gdy ma mówić o dorobku naukowym Tw.)
Korona: Ingardena w każdym razie razi ta cała nieszczerość stosunku. Kropka.
To oświadcza Ingarden Witwickiemu z okazji jego nieprzyjazdu na Akademię. Z rzadką intuicją, uważa, zgłębił motywy tego nieprzyjazdu i odważnie a bez ceremonji je zdemaskował.
W dalszym ciągu tłumaczy Witwickiemu, że Twardowski to jednak nie jest takie zero, jak jego 100%wi uczniowie (a więc po cichu, ale naprawdę, myśląc. To nie był, powiada, żaden klasyk, ale, mimo to jednak: wcale wcale; w każdym razie można o nim mówić on nie jest poniżej wszelkiej krytyki, choć tak jego najbliżsi w głębi duszy sądzą, kiedy w świat puszczają kłamliwe, obłudne penegiryki. „To, co było dotychczas u nas na tem temat pisane, to były peany, panegiryki i.t.p.”
Tu zapomniał Ingarden, jakie stanowisko zajął Witwicki publicznie w sprawie nauki Twardowskiego o aktach zjawisk psychicznych, w sprawie analizy pojęć, w sprawie egoizmu (pobudek świadomych i podświadomych) w sprawie postanowień, w sprawie klasyfikacji faktów psychicznych, w sprawie przedmiotu psychologji i.t.d. Wszystko to miały być peany i penegiryki – i to kłamliwe – powiada. Sam zaś Ing. myśli – i o tem Witwickiego informuje, że 1. Twardowskiemu należy się poważne naukowe rozważenie jego myśli i po 2. tłumaczy Witwickiemu, na czem polega właściwie uczniostwo: nie na głoszenie penegiryków, nie na przemilczaniu krytyki (to znaczy chyba, że moja była mu dość głośna?) tylko na przemyśleniu na nowo tez i zagadnień mistrza i poprawieniu jego wyników.
Ta ostatnia myśl nie jest dla Witwickiego zupełnie nowa. Wydawała mu się słuszna jeszcze wtedy, kiedy R. Ingarden nosił srebrne paski na kołnierzu a Witwicki już Twardowskego słuchał i szanował. Nie tylko jeden – dwa listy dostałem pełne twierdzeń dotyczących stosunku ucznia do nauczyciela, pełne tez nakłaniających do objektywizmu, zwalczających schlebianie zmarłym profesorom.
Zupełnie słuszne stwierdzenia. Zawsze je wyznawałem ale dlaczego przychodzą pod moim adresem tuż po moim publicznych przemówieniach i po odmowie przyjazdu do Lwowa i to nawiązane do tego ostatniego faktu.
Jeżeli ja miałem być wyjęty z grona 100% uczniów Tw. o których się mówiło w całym zakresie, to listy byłby to zaznaczył. Jeżeli szło tylko o fałsz niektórych durniów ze Lwowa a nie o mój, mógł był ich list wskazać a nie zakreślić podmiotu kołem, w którem właśnie ja siedzę. Adres był niewłaściwy, jeśli spostrzeżenia, poczynione we Lwowie były trafne. Że prace o Twardowskim muszą być objektywne, żeby mogły być drukowane – to jest postulat zbyt oczywisty żeby o nim pisać. Tymczasem ten postulat był dwa razy bardzo obszernie motywowany i rozwijany i powtarzany. Dlaczego? Dlaczego w liście do mnie właśnie? Ja przecież nigdy nie twierdziłem, że za nauczyciele należy powtarzać głupstwa, ani że należy ignorować jego błędy. Krytyczne spojrzenie jest widoczne nawet w moim pośmiertnym artykule w Wiadomościach, jest na wielu miejscach w moim podręczniku – więc co znaczą te obszerne, przykładami popierane, wywody twierdzeń banalnych i oczywistych na temat: AMICUS PLATO, SED MAGIS AMICAVERITAS? O czem tu mówić? I po co się to mówi. Dlaczego?
To ostatnie jest pytaniem psychologicznym:
nie uchylam się od jego rozważania i nie cofam się przed jego pogłębianiem. Biorę przytem pod uwagę Twój list drugi.
Bardzo Ci dziękuję za stwierdzenie, że w pierwszym liście należało było skwantyfikować uwagę o nieszczerości uczniów Tw. i pisać o niektórych a nie o uczniach i koniec. To słuszne. Gdybym ja do Ciebie napisał: „dochodzę do przekonania coraz głębszego, że mieszkańcy ulicy Zachariewicza to kłamcy i opoje, albo coś w tym rodzaju, to słuszniebyś się ująć mógł o siebie samego i zapytać mnie, czym nie oszalał i czy wiem, co piszę.
Jabym potem nie mógł powiedzieć, że ani słowa nie pisałem o Twojem kłamstwie i opilstwie, ani tego, że nie skierowywałem uwag o charakterze mieszkańców ulicy Zachariewicza pod Twoim adresem. Bo adres byłby jednak został na kopercie a zasada syllogizmu i sictum de omni at nullo – to są rzeczy znane i Tobie i mnie. I to wiemy obaj też, że mówić do kogoś generaliter jako do objętego nazwą, której używam to nie znaczy wcale mówić nieszczerze. Tu szczerość nie ma nic do roboty. Gdybym widząc Cię palącego papierosy i wiedząc, że palisz od lat 30, powiedział Ci, że nie mam żadnego zaufania do ludzi którzy palą papierosy – to nie znaczyłoby, że jestem nieszczery, o ilebym tak o tych ludziach myślał naprawdę, tylkoby znaczyło, że jestem zanadto i szczery i za mało skrupulatny w budowaniu swoich uogólnień i zbyt mało sobie robię ceremonij, gdy się z ludźmi dzielę swemi niewczesnemi opiniami o nich.
Człowiek nie zawsze sam wie odrazu, czemu właściwie coś zrobił, lub napisał i ze zdziwieniem ogląda czasem własny ślad. Bywa ślad niezamierzony to z pewnością prawda, to niewątpliwe – ale wiadomo, że nasze pomyłki i kroki niezamierzone są jednak cenne, jako materjał psychologiczny dla każdego, kto nas pragnie zrozumieć. Serdeczne pozdrowienia W.
[z boku strony:]
Nie piszę Ci żadnych zarzutów – nie czuję się sędzią, nie jestem upoważniony do forowania i żadnych wyroków