List od Władysława Witwickiego z 29.09.1925
Kochany Romku!
Otóż byłem w ministerstwie a wyznaję, że mi się strasznie nie chciało, bo nikogo tam nie znam a Michalskiego wolę nie widzieć. Ale myślałem sobie, że jak nie pójdę, to powiesz – „pisałem do niego a ten świnia, nie poszedł nawet i odpisał mi byle co”. Otóż poszedłem, żeby Ci jednak donieść, żem był i zrobił co do mnie należało.
Spotkałem, na szczęście, Pana Gluzińskiego w Ministerstwie i ten pod nieobecność referenta dotyczącego zdjął z jego biurka dotyczący akt już poprawiony fiołkowym atramentem, przyniósł mi go i pokazał. Musi jeszcze być przepisany ten akt na maszynie, podpisany, aprobowany i odesłany do Lwowa, gdzie powinien być najdalej za 10 dni. Tak mnie zapewniał Gluziński. Wynika z niego, że będziesz miał zlecone wykłady, na które jest pokrycie w budżecie. Jakieś tam inne mnie zlecone wykłady zostały skreślone, a Twoje nie a są wymienione w akcie w punkcie 4ym. Więc wszystko w porządku, o ile rozumiem. Życzę Ci powodzenia i wolnego zdrowia Tobe i Twoim wszystkim od siebie i od Leny. Wykłady mnie już kością w gardle stoją – ale niema wyjścia.
Serdeczności W.
29. IX. 1925