/
EN

List od Władysława Witwickiego z b.d A

Kochany Romku! Otrzymawszy Twój list z gorzkimi wyrzutami i prośbą o interwencję w ministerstwie postanowiłem naprzód odwlec wyjazd do Gdyni a być w ministerstwie. Pojechałem też tramwajem na Bagatelę a stamtąd dopiero autem na Hożą 88, bo tam urzęduje Pan Dzik. Dzika nie było. Do jego zastępcy puścić mnie nie chcieli, aż o drugiej dopiero z wielką łaską wpuścili mnie przed oblicze Pana Przybyłowicza.

To wielki człowiek, ale łaskawy był jakoś. Zapytał czyś żonaty. Potwierdziłem i dodałem dużo dzieci: Romuś, Kazio, Anusia, Marysia, Dzidziuś i Władunio. Więcej nie pamiętałem. Daruj jeżelim co pomylił.

Pan Radca powiedział: „Pan Ing. prosi o 4100 zł. Trochę słono liczy pobyt w Niemczech i w Paryżu. My kalkulujemy zwykle po 300. Ale to nic. Najprawdopodobniej już w sierpniu dostanie sumę 2500 zł. Resztę do miejsca pobytu w październiku lub lepiej w listopadzie, kiedy nam poda swój adres. Sprawa jest na dobrej drodze. To będzie załatwione.

– Mogę go więc uspokoić?

– Tak jest. To będzie załatwione w myśl jego życzenia jeszcze w sierpniu.

– Dziękuję i czołobitność.

Poprzednio odczytałem mu ustępy z Twego listu pomijając uwagi ogólne o szlemdrjanie urzędowym. Zatem uważam, że zrobiłem, co do mnie należało. Więcej nie było do zrobienia. Nie będziesz mógł mówić, że Witwicki do świnia. Fakt. Było 35 C. w cieniu.

Telefonem nie umiałem tej rzeczy załatwić i sądzę, że to co innego: samemu się jawić i prosić a co innego telefonować. Wolałem lepiej, niż gorzej.

Essentiale Fragen – trudno; ta objętość jest nad moje siły. Listy szalenie lubię, ale list na 300 stron bitego druku – to tak, jak wizyta na trzy miesiące. Ja jestem wdzięczny – ale jestem tylko człowiekim i to ułomnym – nie jestem w stanie czytać wszystkiego co mnie interesuje. Tobie wcale za złe nie biorę, ani żalu nie mam do Ciebie żeś mojej psychologji nie przeczytał od deski do deski. Trudno. Masz swoją lekturę.

Nawet teorję kwantów i teorję względności i teorję ewolucji i teorję komizmu można streścić i coś do rzeczy o niej powiedzieć ustnie temu, który jej nie zna.

Bardzo żałuję, ale treść Essentiale Fragen nie nadaje się do streszczenia, albo też nie miałeś ochoty tego robić. Streszczać to nie znaczy przecież mówić „jakiemi są prawdy, o które walczysz”, ale streszczać można równie dobrze tezy, jak i argumenty.

I to nie mój kaprys ani lenistwo, ale znany Ci dobrze zwyczaj powszechny dziś w nauce: umieszczania resumé na końcu dla niespecjalistów i dla specjalistów nawet. Kto ma czas czytać wszystko, co go interesuje? W końcu – możebym i to lub owo przeczytał, gdyby mnie rozmowa ustna zachęciła. Pisanie książek to surogat mowy żywej a nie na odwrót. Środek zastępczy; lichy i nienaturalny, że się tak wyrażę. Dla mnie to nie do pojęcia, żebym ja o rzeczach najważniejszych dla mnie tylko pisać umiał a  mówić nie. Szczególniej wtedy, gdy chcę, by  o daty, które wypowiadam toczyła się walka i ktoś mnie o nie pyta wyraźnie. Czy więc nie coś innego w grze? Potrzeba pisania, wypisywania się w papier?!

Ja Ci wierzę, że to nieprzyjemne: pisać i wydawać bez echa. Ja to robię od 25 lat i przyzwyczaiłem się. Zapewne, że w Niemczech byłoby Ci sympatyczniej. Tam więcej czytających i więcej takich, którzy właśnie Twoje prace będą czytali. Wierzę też, że tam łatwiej znajdziesz ludzi podzielających Twoje pytania i Twoje odpowiedzi.

Z tego, że ktoś potwierdza to, co mówię, nie wynika wcale, żebym mówił do rzeczy. Nawet gdyby to był Anglik, albo Niemiec. Tak samo, jeśli mnie Anglik zgani. Nie sądzę, żeby wydawanie prac z zakresu teorji poznania po niemiecku, zamiast po polsku, mogło być dla kogokolwiek szkodą. Przeciwnie. Dla Ciebie tylko pożytkiem. To pewne. Tak samo: przeniesienie się do Niemiec. Doskonała myśl. Ja tam zarazbym to zrobił, gdyby tylko można. Ale nie pozwolą, nie dadzą.

Napędzą stamtąd, nie puszczą stąd i koniec. Może Ci się uda. Próbuj. To jest myśl dobra. Dignum, instum, aegnum et salutare, tylko trudne bardzo, jeżeli możliwe w ogóle.

            Nie interesują się ludzie Twojemi zagadnieniami i odpowiedziami? A chciałbyś, żeby się interesowali. To potraf ich zainteresować. To Twoja rzecz. Tam zobaczysz wtedy, czy zajmujesz się czemś, co jest komuś na coś potrzebne, czy też czemś, co jest potrzebne tylko Tobie osobiście i niewielu pokrewnym ruchom za granicą. A może to zagadnienia i odpowiedzi urodzone na gruncie wyłącznie języka niemieckiego? Żadnego zdania o nich nie wypowiadam. To nie moje pole przecież, nie znam się na tem, bo tej najgłówniejszej pracy o Fragen nie czytałem. W tej chwili książki mam zrzucone na stosy tak, że nie dogrzebię się do żadnej, gdybym nawet miał czas czytać. Remont robią w mieszkaniu i zburzyli mi wszystko, co miałem.

Ja Ci się przyznam, że nie wyznaję rozgoryczenia autorów małoczytanych. Podobnie jak rozgoryczenia wynalazców, których wynalazki nie są stosowane, rozgoryczenia malarzy, o których nie piszą, w ogóle: producentów o małym popycie. Nie na to przecież są ludzie, żeby Ciebie czytali, tylko na to Tobie warto pisać i tak pisać, żeby Cię czytali. Nie jest niczyją winą, jeżeli Cię ktoś nie czyta lub nie rozumie, jeżeli czyta. Jeżeli chcesz być aktualnym i roztrząsanym, to tak pisz, żeby Cię czytano i rozumiano. To Twoja rzecz: trafić do czytelnika – nie czytelnika łamać sobie głowę właśnie nad Tobą. Bo dlaczego właściwie, skoro każdy ma za dużo własnej, najbliższe roboty.

Powiesz: Zagadnienia trudne i oderwane? Nie podobna o nich pisać tak, żeby słuchacz na 4tym roku zrozumiał? Złudzenie. Złudzenie kapliczki.

Ale ten brachylogizm rozwijać – już miejsca nie mam. Serdeczne pozdrowienia.

W.

 

 

Gdynia. Kamienna Góra. Willa Helena.