List od Edmunda Husserla z 10.12.1925
Fryburg, 10 grudnia 1925
Loretto str. 40
Drogi Przyjacielu!
Leżą przede mną Pańskie trzy ostatnie, bardzo miłe listy – wliczam też ten z lipca tego roku, ponieważ w swoim czasie nie odpowiedziałem na niego wyczerpująco. Przede wszystkim najcieplejsze podziękowania za pamięć o mnie w dniu kolokwium habilitacyjnego. To, że odczuwał Pan po wygłoszeniu wykładu potrzebę duchowej jedności ze mną, i że napisał Pan do mnie z okazji tego wspólnego święta jeszcze w tym samym, tak ważnym dniu – głęboko mnie wzruszyło, i nigdy tego nie zapomnę. Nie boję się o Pańską przyszłość. Należy Pan do tej niewielkiej grupki moich uczniów, dla których filozofia nie jest po prostu piękną profesją na całe życie, lecz profesjonalizmem wynikającym ze wzniosłego powołania życiowego, ponadosobistego i jednocześnie dotykającego istoty osobowości. Niech Pan tylko mocno trzyma wodze i nie roztrwania swych sił rozkładając je na mniejsze zadania. Otworzyło się przed nami tak potężne pole wielkich i coraz to większych zadań, że powołani do ich realizacji, należący do tego pokolenia, nie mogą marnować energii, szczególnie gdy są w pełni młodzieńczych sił. Wielkim dobrodziejstwem będzie dla Pana działalność dydaktyczna, bo będzie miał Pan szczęście pracować na uniwersytecie, na którym panuje wśród studentów tradycyjna miłość do filozofii, rzecz jasna dzięki działalności Twardowskiego. Wkrótce będzie Pan tam miał swój własny krąg, i kiedy będzie Pan próbował wprowadzać go w ducha filozofii fenomenologicznej, z czasem zrozumie Pan, jako osoba żywo zainteresowana podstawami, dlaczego wokół problemu „wprowadzenia” – oczywistego początku, wznoszenia się z przedfilozoficznej pozycji „początkującego” do początku filozofii samej i do jej metody przesuwania się dalej – zbierają się największe trudności.
Wiem o czym mówię, bo zaiste o wprowadzenie chodzi w moich głównych pracach ostatniego dziesięciolecia. Rzecz jasna prawdziwy początek w swej wewnętrznej konieczności i [możliwości] poprawnego rozwinięcia może zaprojektować tylko ktoś, kto jest w filozofii już mocno zaawansowany, rzucając z powrotem całą problematykę i jej oddziaływanie na ten początek, jako na coś, co ma się stamtąd systematycznie rozwinąć. Oczywiście pan Blaustein mógł Pana poinformować tylko o ogólnikach, które są Panu znane z okresu studiów tutaj czy dzięki samodzielnym przemyśleniom. Tych sześć czy osiem redukcji to oczywiście systematyzacje Blausteina. Niemniej prawdą jest, że głębsze (dające się znów scharakteryzować jako fenomenologiczne) prześwietlenie („Durchleuchtung”) sensu, funkcji i możliwości redukcji fenomenologicznej, jak i podwójność koniecznej dla psychologa redukcji psychologicznej i specyficznie transcendentalno-filozoficznej zajmowały mnie przez długi czas i przyniosły mi postępy. Na marginesie: pan Blumenstein bardzo mi się spodobał, uważam, że jest bardzo zdolny, także pod względem osobowościowym b. dojrzały. Zainteresował mnie temat Pańskiej rozprawy habilitacyjnej; nie pisze Pan, jak Pan scharakteryzował związek między teorią poznania a fenomenologią. Naturalnie teoria poznania jako teoria rozumu należy całkowicie do filozofii transcendentalnej. Ale zgodnie z tym, jak ta została potraktowana w Ideach, pozostaje ona na poziomie „wyższej” naiwności („Navität”): ewidencja ego cogito i tym samym ewidencja podstawy egologicznych czystych możliwości jest ewidencją naiwną, wymagającą krytyki. Stąd moje rozróżnienie między redukcją fenomenologiczną jako taką a redukcją „apodyktyczną”, redukcją do tego, co apodyktyczne. To dziedzina prawdziwej teorii poznania jako radykalnej krytyki poznania, której można dokonać tylko w redukcji fenomenologicznej, a więc która byłaby nie do pomyślenia przed fenomenologią. Pierwsza systematyczna próba takiego wywodu stanowiła w całości treść moich czterogodzinnych wykładów w semestrze zimowym 1922/23.
W odniesieniu do Pańskiego ostatniego listu odpowiadam, że Niemeyer jest człowiekiem honoru od stóp do głów, któremu może Pan absolutnie zaufać. Nawet Pan nie wie, jak szlachetnie zachował się wobec pracowników rocznika i wobec samego Pana; w czasach, gdy nawet renomowani autorzy znajdowali wydawców tylko wtedy, gdy sami płacili za druk swych pism, i gdy nawet znani wydawcy wstrzymywali druk i honoraria, Niemeyer nie tylko zachował rocznik, ale też wypłacał autorom porządne honoraria. Nic byśmy nie mogli powiedzieć ani zdziałać, gdyby zamiast tego zażądał dopłaty. Jest zupełnie wykluczone, żeby teraz przygotował dodruk. Niewątpliwie posiada osobne tomy, sporządzone pierwotnie zgodnie z obowiązującymi zasadami. 500 osobnych egzemplarzy należy z góry do wydawnictwa, i tylko na ich podstawie może honorować. Kiedy uzna za słuszne, żeby pojawiły się na rynku, to już jego sprawa.
Mnie również bardzo zasmuca, że w tych latach nie mamy na wskroś możliwości, żeby się spotkać. Należy Pan do dwóch czy trzech bliskich uczniów, z którymi mogę rozmawiać naprawdę i do końca. Nikt nie jest lepiej przygotowany, by w pełni korzystać z moich badań, i nikt bardziej bezinteresowny. Tylko w dogłębnie czystej i bezinteresownej („selbstlos”) fenomenologii pokładam poważne nadzieje. Doniosłe cele, jakie się tu wyłaniają, wymagają zaangażowania całej osobowości i całego życia. Teraz musi się Pan uzbroić w cierpliwość, potrzebuje Pan jej sporo także ze względu na rozstanie z rodziną. Być może w przyszłym roku powstanie korzystniejsza konstelacja.
Byłem przez 6 tygodni z rodziną na wakacjach nad Hallstadter See (niedaleko Ischl). Niestety nie mogłem pracować w tamtejszym mdłym klimacie. Ale skutki pobytu są bardzo dobre, i pracuję od powrotu w największym skupieniu. Niestety najwięcej czasu upływa mi na studiowaniu własnych manuskryptów. To dla mnie duży krok – od pierwszego opracowania najważniejszych teorii aż po ich pełne opanowanie. Ileż musi trwać, zanim te różne ciągi myślowe zaprzyjaźnią się ze sobą czy wręcz dostrzegą w sobie złączone ze sobą nierozerwalnie dzieci tego samego królestwa. I tak rozszerzenie redukcji fenomenologicznej na intersubiektywność, które rozwinąłem w trakcie dwugodzinnego wykładu w semestrze zimowym 1910/11, pozostawało przez długi czas zupełnie bez zastosowania. Myślał Pan już kiedyś nad tym, a może sam wspominałem Panu o tych wywodach jeszcze w trakcie Pańskich studiów?
Niebywale ucieszyło mnie Pańskie zdjęcie, na którym – ku mej radości – tak dobrze Pan wygląda. Odwzajemniam. – Tym razem mogę pisać dłużej, bo posługuję się stenografią i trud przepisywania na czysto mogę powierzyć panu Landgrebe, memu ofiarnemu prywatnemu asystentowi. – Moja żona serdecznie Pana pozdrawia i często jest myślami z Panem. – Mój syn napisał bardzo wartościową książkę, opartą na solidnych podstawach fenomenologicznych pt. „Rechtskraft und Rechtsgeltung” (Berlin, Springer), zainteresuje Pana. Jest docentem prawa w Bonn.
Z serdecznymi świątecznymi pozdrowieniami również dla Pańskiej małżonki i kolegi Twardowskiego.
Oddany Panu
E. Husserl