List od Władysława Witwickiego z 09.11.1921
9. XI. 1921
Kochany Romku!
Chętnie Ci dzieci ochrzczę i pobgłogosławię, ale sam rozstrzygaj, czy to w kościele lepiej zrobić czy może w domu. Bo po pierwsze cóż zrobimy z księdzem, który zapisuje świadków do książki. Toż Ci chrzest gotów za nieważny uznać a mnie za oszusta weźmie, jeżeli na zapytanie obrządek powiem mu, że że nie jestem nawet chrześcijaninem a cóż dopiero katolikiem, skoro zapisany jestem na kalwinizm a chrześcijaństwo interesuje mnie tylko jako historyczny i społeczny objaw ciemnoty ludzkiej. Objaw smutny i niesmaczny. To jest moje przekonanie głębokie, oparte na gruntownem zapoznaniu się z chrześcijaństwem, jego zasadami i praktyką.
Czy wolałbyś, żebym głupiemu księdzu tego nie mówił? Żebym go wprowadził w błąd i udał wierzącego? Pomówimy jeszcze o tem i tak zrobimy, jak uchwalimy ustnie razem. Nie ma gwałtu narazie. Jeszcze będzie trzecie do tego czasu. A wolałbym, gdyby mnie o to pytano, żeby się chrzciło dzieci większe niż niemowlęta. Przynajmniej pozory inteligentniejsze miałby ten sakrament tak ważny w porządku nadprzyrodzonym i przyrodzonym.
Prof. Zaręba w Krakowie nie chrzcił syna i, syn mimo, to zdał maturę. Ja swoich, z bólem wielkim, pochrzciłem – a nawet wychowałem religijnie i widzę skutki. Ale mniejsza o to. Więc bardzo chętnie Ci służę wszystkiem, co uchwalimy razem jako najlepsze.
Pozdrów ode mnie Twoja Panią od nas obojga. Bardzo mi jej żal, biedaczki – osły ci chirurgowie w Toruniu. Skończone. A może, jak nie koniecznie, to niepruć zaraz, co się dopiero zaszyło. Ale niech o tem mądry lekarz decyduje.
Spieszę się bardzo, więc już tylko
Serdeczne pozdrowienia przesyłam Ci i Pa
W.
Rozenblum był u mnie raz. Bardzo miły człowiek. Jaki jego adres?