Recenzja „O dziele literackim” Henryka Markiewicza
Henryk Markiewicz
v JESZCZE O BUDOWIE DZIEŁA LITERACKIEGO
Profesorowi Ingardenowi odpowiedź recenzenta
v Recenzja moja z książki O dziele literackim na pewno okazała się o tyle pożyteczna, że skłoniła prof. Ingardena do sformułowania cennego autokomentarza. do jego pracy. Niestety, wyjaśnienia autora nie w pełni są dla mnie przekonujące, nadto zaś sprzężone z zarzutami, które – jak mi się zdaje – rozmijają się niekiedy z treścią moich wywodów lub nietrafnie ją interpretują.
v 1. Ingarden mylnie przypisuje mi konstrukcję teoretyczną wtłaczającą całe dzieło literackie w dwie warstwy językowe – brzmieniową i znaczeniową. Zarówno w recenzji, jak i w artykule Sposób istnienia i budowy dzieła literackiego wyraźnie oddzieliłem od warstwy znaczeniowej wielopłaszczyznową warstwę (później nazwaną sferą) wyższych układów znaczeniowych, podkreślając przy tym odmienność sposobu jej istnienia w stosunku do tekstu dzieła literackiego. Odmienność ta na tym polega, że w dziele literackim wyższe układy znaczeniowe „nie są obecne bezpośrednio, lecz tylko potencjalnie, a mianowicie w ten sposób, że mogą się one ukształtować w odbiorze dzieła literackiego – przez konkretyzację ich tematów znaczeniowych poszczególnych zdań, ich selekcję i równoczesne, wielokierunkowe scalanie w najrozmaitsze wyższe układy znaczeniowe, uzupełniane przy pomocy wnioskowania i domniemywania, a często także przy pomocy pewnych amplifikacji wypełniających „miejsca niedookreślania” pozostawione w utworze literackim.” (PL 344). Otóż, tych tworów potencjalnych, które nie istnieją, lecz tylko mogą zaistnieć a urzeczywistniają się na różny sposób w różnych odbiorach dzieła literackiego, wolę nie nazywać „przedmiotami intencjonalnymi”, nawet biorąc pod uwagę całą ułudność „istnienia” przedmiotów intencjonalnych, którą prof.Ingarden tak dobitnie charakteryzował w książce O dziele literackim (p. 20). Nie sądzę by takie stanowisko prowadziło do odrzucenia „co najmniej niektórych, jeśli nie wszystkich wytworów kultury ludzkiej, jak powiada prof.Ingarden, mimochodem pasując mnie niemal na nowego kalifa Omara humanistyki.
v 2. W owej sferze wyższych układów znaczeniowych z zakresu „przedmiotów przedstawionych” istotnie wyłączam procesy i zdarzenia, wychodząc z założenia, że to co dzieje się z przedmiotem – nie jest przedmiotem. Niepotrzebnie jednak prof.Ingarden pouc[za], że „już Arystoteles” etc., skoro jako składnik IIIa owej sfery występuje najwyraźniej „fabuła” jako łańcuch połączonych czynności i stanów” (E 271).
v 3. Prof. Ingarden dziwi się, po co wprowadziłem do grupy przedmiotów przedstawionych w dziele literackim pojęcia abstrakcyjne. Jakże jednak nazwać to, o czym mowa na przykład w takich utworach jak Tren „Kupić by cię, mądrości, za drogie pieniądze…”, „Święta miłości kochanej ojczyzny…”, „Samotności! Do ciebie biegnę jak do wody /Z codziennych życia upałów…”.
v 4. Prof. Ingarden relacjonuje: „Profesor Markiewicz chce je [tj wyglądy] uważać za szczególną treść niektórych zdań, z innych zaś twierdzeń jego wynika, że uważa je również za konkretne wyobrażenia jakie czytelnik posiada podczas lektury dzieła” (szp.155). W recenzji pisałem tymczasem: „schematy wyglądowe nie są odrębnymi składnikami dzieła literackiego, lecz tylko pewną odmianą – odmianą wyglądotwórczą – sensów zdań i „wyższych układów znaczeniowych”, tj. ujęć i faz sytuacyjnych” (E271), a dalej: „wyglądy sensu stricto (nie schematy wyglądowe) – jak podkreśla sam Ingarden – nie należą do dzieła literackiego, lecz tylko są przez dzieło literackie czytelnikowi sugerowane, i to tylko w przybliżeniu (E 272). Rozróżnienie chyba dość wyraźnie przeprowadzone.
v 5. Nie wyraziłem nigdzie absurdalnego poglądu, że „słowa Mickiewiczowskie (w Panu Tadeuszu): „Nad murawą czerwone połyskują buty, Bije blask z karabeli, świeci się pas suty” – dadzą się zastąpić zwrotem: „Podkomorzy w stroju szlacheckim tańczy poloneza” – i że zwrot ten ma dawać „bardziej żywy wygląd wyobrażeniowy” niż tekst Mickiewicza (szp.159). Zaznaczyłem tylko, że „można sobie wyobrazić zarówno znaczenie zdania „Nad murawą czerwone połyskują buty” itd. jak i znaczenie zdania: „Podkomorzy w stroju szlacheckim tańczy poloneza” i że czytelnik, który wie jak wygląda tradycyjny strój polski i widział jak tańczy się poloneza, może otrzymać na podstawie zdania drugiego bardziej żywy wygląd wyobrażeniowy niż ten, kto skazany jest tylko na „gołe” znaczenie zdań o czerwonych butach, błysku karabeli itd”. (E 272).
v 6. Nie wypowiadałem się w swej recenzji merytorycznie na temat intencjonalnych odpowiedników zdań czy intencjonalnych stanów rzeczy: ne sutor ultra crepidem. Poprzestaję nadal na twierdzeniu pragmatycznym: dla badacza literatury intencjonalny odpowiednik zdania jest pojęciem zbędnym, skoro da się go zakomunikować tylko poprzez odpowiadające mu zdanie. Dlatego też – powtarzam – mógł prof.Ingarden w Szkicach z filozofii literatury poprawnie przedstawić nie co innego, jak właśnie Dwuwymiarową budowę i schematyczność dzieła literackiego, obywając się bez „intencjonalnych stanów rzeczy”.
v 7. Z wywodów prof.Ingardena wynikałoby, że proponując nazywać terminem „stan rzeczy” – „wspólną treść zdań równoznacznych” nie rozumiem sensu, jaki autor książki O dziele literackim nadaje temu terminowi. Zapewno, sensu tego wystarczająco nie zgłębiłem, w każdym jednak razie w recenzji zastrzegłem się wyraźnie, że korzystając z terminu używanego przez prof. Inagardena, proponuje nadanie mu znaczenia całkowicie odmiennego.
v Nota bene, jeśli prof.Ingarden twierdzi, że istnieją zdania w różnych językach o tym samym znaczeniu, powinien zgodzić się i z tym, że mogą istnieć zdania równoznaczne w jednym języku etnicznym, np. „Nazajutrz z rana przybywszy do Czehryna, pan Skrzetuski stanął w mieście w domu księcia Jeremiego, gdzie też miał kęs czasu zabawić, aby ludziom i koniom dać wytchnienie po długiej z Krymu podróży” = „Przybywszy na drugi dzień rano do Czehryna pan Skrzetuski zatrzymał się w mieście w domu księcia Jeremiego, gdzie miał przez pewien czas pozostać, aby dać odpocząć ludziom i koniom po długiej podróży z Krymu”.
v 8. Ingarden twierdzi stanowczo, że jakości ekspresywne tworów brzmieniowych muszą być zaliczane do warstwy brzmieniowej „i nie należy ich na podstawie czystej spekulacji czy czysto pojęciowego określenia wykluczać z tej warstwy, w której obrębie się pojawiają, z tej tylko przyczyny, że one same nie są brzmieniami”. Nie przekonywa mnie ta argumentacja mimo jej stanowczości. Nie podzielam przede wszystkim optymistycznego przekonania prof.Ingardena, że metoda fenomenologiczna pozwala na „wierne odtworzenie w materiale językowym czy pojęciowym tego, co nam dane w doświadczeniu, z czym konkretnie poznawczo i emocjonalnie obcujemy”, podczas gdy inni skazani są na tworzenie „konstruktów” często dalekich od rzeczywistości. (szp.161) „Konstruktem”, modelem, metaforycznym przybliżeniem jest również ta”wielowarstwowa” i „polifoniczna” „budowa” dzieła literackiego, którą przedstawia prof.Ingarden. A od modelu można wymagać, by był zbudowany przejrzyście i konsekwentnie. Jeśli np. zabarwienie emocjonalne wyrazu czy modyfikacja pytająca zdania uzyskane środkami słowotwórczymi należy do warstwy znaczeniowej, dlaczegóż miałyby należeć do warstwy brzmieniowej, gdy tworzą ją bezpośrednio środki brzmieniowe. Mówiąc przykładowo: dlaczego nie zaliczyć do warstwy znaczeniowej „ironiczności” zawartej w wypowiedzi: „pięknąś nowinę schował na ostatku!” czy „pytajności” w wypowiedzi „podług ciebie mój szlachcicu, cnotą naszą – znieść niewolę?”
v 9. Zgadzam się z prof.Ingardenem, że dzieło literackie może istnieć bez „zapisu”, zapis więc do istoty dzieła literackiego nie należy. Podtrzymuję jednak zarzut, że prof.Ingarden nie docenia roli tego”zapisu”, tak np. powiada: „żeby w dziele literackim występowały różne momenty graficzne w mówionym języku „nieprzekazywalne”, a zarazem były „semantycznie obciążone” – jak mówi prof.Markiewicz, to wydaje mi się niezgodne z faktami (przyp.8). A jak przekazać dokładnie w języku mówionym semantykę wersalików i wykrzykników używanych przez Wyspiańskiego (POEZJO, PRECZ!!!! JESTEŚ TYRANEM!!), fantazyjną ortografię staropolską w przekładach Boya z Rebelaise’go i Villona, czy wreszcie prowokacyjną ortografię futurystów (Nusz w bżuhu). Przyjmując za prof.Ingardenem, że szata graficzna jest zawsze czymś w stosunku do dzieła literackiego zewnętrznym, nie można też zinterpretować funkcji literackiej tzw rymów wzrokowych, kaligramów, różnych chwytów graficznych użytych w Tristramie Shandy, nie mówiąc już o ideogramów poezji chińskiej.
v 10. W związku z miejscami „niedookreślenia” niegdzie nie pisałem, że wypełnianie ich jest „niedopusczalne”, owszem, stwierdziłem wyraźnie, że wyższe układy znaczeniowe kształtują się często także przy pomocy pewnych amplifikacji wypełniających „miejsca niedookreślenia” pozostawione w utworze literackim (PL 344). Zaznaczyłem jednak, że w ten sposób „otwiera się droga dla nieograniczonych, byle nie sprzecznych z tekstem utworu, fantazji na jego marginesie”. (PL 339). Że jest „to punkt szczególnie niebezpieczny dla trafnego rozumienia i wiernego estetycznego poznawania dzieła literackiego” – przyznawał kiedyś także prof. Ingarden. Polemiki teoretycznej nie będę w tym punkcie podejmował; już bowiem Kleiner w cytowanej przeze mnie pracy wyjaśnił wystarczająco, dlaczego to „twory selektywne”, z którymi obcujemy w dziele literackim, nie są wcale jakimiś „straszliwymi preparatami chirurgicznymi” (szp.165). Niech mi wybaczy znakomity autor książki O dziele literackim, ale w tym sporze teoretycznym między Nim a Kleinerem, nie przeciw twórcy monografii o Mickiewiczu i Słowackim zwraca się złośliwość o patrzeniu na utwory literackie zza zielonego stolika…
v Od siebie dodam tylko jeden przykład: zły to czytelnik ludzi bezdomnych, który wyobraża sobie, jakie miał oczy, nos, włosy doktor Judym, jak się ubierał itd., chociaż powieść Żeromskiego nie daje o tym żadnych informacji. Zły – bo niweczy w ten sposób swoisty efekt perspektywy narracyjnej powieści, polegając na tym, że narracja prowadzona jest tu wprawdzie w trzeciej osobie, ale jest zarazem jakby utajonym czy przetransponowanym pamiętnikiem Judyma, który oczywiście od zewnątrz siebie nie obserwuje.
v 11. Prof. Ingarden jest niezadowolony, że w rozprawie sposób istnienia i budowa dzieła literackiego w przypisie 8 cytuję jego pracę O dziele literackim w tłumaczeniu polskim z 1960, „tak iż czytelnik nie poinformowany o faktach, musi nabrać przekonanie, że książka moja ukazała się na wiele lat po książkach Poppera, Hartmanna, Welleka, gdy tymczasem wszystkie te książki budują na wynikach przeze mnie uzyskanych, przyznając się do tego zresztą w sposób dość ograniczony.” (przyp.10). Cóż na to odpowiedzieć? Dość powszechnie prace naukowe cytuje się w wydaniach ostatnich, jako najłatwiej dostępnych i zaktualizowanych pod względem merytorycznym, a sporo ważnych przypisów komentujących dodał prof.Ingarden do nowych wydań swych książek. W artykule moim pisałem:o książce Das literarische Kunstwerk: „Dzieło to znakomicie posunęło wiedzę o ustroju dzieła literackiego, dzięki zaś pracom Mullera i Kaysera na gruncie niemieckim, zaś Rene Welleka na terenie anglko-amerykańskim – szeroko oddziałało na naukę światową.” (s.337).
v Pozostawiam ocenie czytelników, czy artykuł taki może budzić obawy o niedocenianie priorytetmu naukowego prof.Ingardena.
PRZYPISY
- Markiewicz: Roman Ingarden o dziele literackim. Estetyka II (1961) s.266-267 (=E).
- Ingarden: W sprawie budowy dzieła literackiego (profesorowi Markiewiczowi w odpowiedzi) Pamiętnik Literacki 1963 nr 1.
- Markiewicz, Sposób istnienia i budowa dzieła literackiego. Pamiętnik Literacki 1962 z.2, s.331-332 (=PL).
- Ingarden jest w błędzie, podejrzewając mnie o obawę przed „herezją” przedmiotów intencjonalnych. Że koncepcja ta nie jest w zasadzie sprzeczna z materializmem marksistowskim, świadczy także np. sformułowanie Marksa: „Przy zakończeniu procesu pracy zjawia się wynik, który już przed rozpoczęciem tego procesu istniał w wyobrażeniu robotnika, a więc istniał idealnie” (Kapitał, t.I, Warszawa 1951 s.189).
- Przy sposobności dodam tylko, że Ingardenowska koncepcja„znaczenia” (w odróżnieniu do „intencjonalnego odpowiednika”) zyskałaby na jasności, gdyby nazwać je – „wyznaczeniem”; tym właśnie wyrazem posługuje się prof.Ingarden kilkakrotnie, tłumacząc, co to jest znaczenie”.
- Ale i tu sprawa nie jest prosta: Ostatecznie to, co decyduje o identyczności Iliady czy Odysei, to właśnie i zapis a nie typowa postać brzmieniowa, bo po pierwsze – nie wiemy dokładnie jak wyglądała ona w ustach Greków, a po drugie, zmieniała się wielokrotnie w ciągu wieków w ustach przedstawicieli różnych narodów. Na dobrą sprawę – nie wiemy nawet dokładnie, jak czytał Kochanowski swoje Treny.
- „Rym Mallarmé’go jest zawsze rymem dla oka. Jest on po prostu wierny tradycjom poezji francuskiej, która od czasów Malherbe’a („żądał on, mówi Racan, by rymowano w równej mierze dla oczu co dla uszu”) była poezją napisaną i wydrukowaną” (A.Thibaudet, La Poésie de Stéphane Mallarmé. Paris [1926]) 1959 s.246.
- Kleiner, Rola pamięci w recepcji dzieła literackiego i w jego strukturze. W: Studia z zakresu teorii literatury. Wydanie 2 rozszerzone. Lublin 1961, s.61-63.
- Ingarden, O poznawaniu dzieła literackiego. W: Studia z estetyki. Warszawa 1937 t. I s.39.