/
EN

List do Kazimierza Twardowskiego z 27.03.1925

Toruń, 27. III. 1925.

 

            Wielce Szanowny Panie Profesorze!

            Ponieważ otrzymałem wczoraj niespodziewanie pewną sumę pieniędzy od mego Ojca, więc niezwłocznie wysłałem resztę, należną jeszcze ode mnie Towarzystwu Naukowemu za druk streszczenia mej rozprawy, w kwocie 32 złotych. Gorąco przytem raz jeszcze przepraszam, iż niestety nie mogłem całej sumy wysłać odrazu.

            W czwartek otrzymałem list od p. prof Z. Łempickiego z Warszawy, który donosi mi, co następuje:

            „Kuratorjum przedstawiło Pana na t.zw. „stałą posadę” w gimn V. we Lwowie. Ministerstwo wniosku tego nie zatwierdziło, wychodząc z założenia, że posada taka należy się ludziom bardziej zasłużonym na niwie pedagogicznej i dłużej pracującym w zawodzie, którzy lata całe spędzili na prowincji a mają dobre kwalifikacje. Natomiast ministerstwo zgodziło się przenieść Pana w takim samym co teraz charakterze służbowym do Lwowa i oczekuje w tym względzie odpowiedniego wniosku Kuratorjum, co do czego może Pan napisze do p. Janellego.” Takie oświadczenie miał złożyć prof. Łempickiemu, którego prosiłem o zasięgnięcie informacji w Ministerstwie, p. Zagórowski.

            Ponieważ stanowisko p. Zagórowskiego wobec mej osoby jest mi od lat znane, więc nie zdziwiłem się tem wszystkiem, choć mię tego rodzaju wiadomość silnie zirytowała, zwłaszcza, że pośrednio daje do zrozumienia, iż kwalifikacje moje widać nie są dobre; wiem zaś tylko tyle, że siódmy rok ciężko i uczciwie pracuję w szkolnictwie średniem, że mam rezultaty mej pracy i że gdy chodziło o przyznanie mi t. z.w. „dyplomu” napisano mi – co sam czytałem – że jestem„niewątpliwie najlepszym nauczycielem w zakładzie”. Być może zresztą, że to nie jest wystarczające do uzyskania „stałej posady” we Lwowie, o tem nic nie chcę sądzić.

            Lecz nie chcę pokazywać całej goryczy, która jest we mnie. Chodzi mi tylko o wysnucie odpowiednich wniosków z wiadomości mi udzielonej. O ile rozumiem decyzja p. Zagórowskiego ma ten cel, by mi formalnie nie stawiać przeszkód w przeniesieniu się do Lwowa /przy zupełnej odmowie bowiem zrobiłby się niewątpliwie skandal/, lecz przeniesienie to faktycznie uniemożliwić mi. Jeżeli bowiem się nie mylę, nie będzie możliwe wobec decyzji Ministerstwa otrzymać zwrotu kosztów przeniesienia. Nie jestem tego pewien, pisałem więc wczoraj do p. Janellego z zapytaniem, jak się sprawa przedstawia, i zaznaczyłem, iż absolutnie nie mam pieniędzy na przeniesienie się do Lwowa /sam wóz meblowy kosztuje, jak mię informowano 1000 zł/, co zaś do „charakteru służbowego”, to nie wiele mi na tem zależy, ponieważ w nowej pragmatyce, którą opracowują w sejmie i tak o żadnych „stałych posadach” niema mowy. /Rozmawiałem wczoraj z dwoma członkami Kuratorjum tutejszego co do prawnego charakteru mego tutaj stanowiska. Oświadczono mi, że wprawdzie prawnie sprawa stanowisk nauczycielskich na tym terenie nie jest załatwiona, to jednak jestem zdaniem Kuratorium „rzeczywistym nauczycielem”/. Jak zresztą można mię przenosić „w tym samym charakterze służbowym” wobec tego, że w każdem z Kuratorjów inne przepisy istnieją, jest dla mnie rzeczą niepojętą.

            Jeżeli słusznem było moje przypuszczenie, że wobec decyzji p. Zagórowskiego niemożliwem będzie uzyskanie zwrotu kosztów przeniesienia, niemożliwem będzie również moje przeniesienie się do Lwowa, o ile oczywiście pozostanę nadal nauczycielem gimnazjalnym. Wobec tego przedewszystkiem, by być w porządku wobec uniwersytetu, należy odwołać zgłoszone już wykłady. Być może, że SzPan Profesor temat wykładów już oddał w odpowiednie miejsce i że wobec tego odwołanie wykładów może się odbyć już tylko na drodze urzędowej. Prosiłbym w takim razie uprzejmie o łaskawe zawiadomienie mię o tem, co mam zrobić, a skoro tylko otrzymam odpowiedź od p. Dr Janellego, postaram się tę sprawę pro forma załatwić.

            Nie wiem oczywiście, jaką postawę zajmie Uniwersytet wobec decyzji p. Zagórowskiego. Przypuszczam, że nie da się tu nic zrobić, ponieważ p. Zagórowski formalnie nie jest przeciwny memu przeniesieniu się do Lwowa, a jeżeli ja na to nie mam pieniędzy, to cóż to obchodzi władze szkolne. Ja także nie wiem, jak tę sprawę rozwikłać /jeżeli słuszne są moje przypuszczenia o niemożliwości otrzymania zwrotu kosztów przeniesienia/. Mam wrażenie, że sprawa ta wogóle się nie da załatwić, o ile pozostanę nadal nauczycielem gimnazjalnym. I to bez względu na to, że właśnie o Lwów chodzi, gdzie jest ważną pragmatyka austryacka. Jestem przekonany, że gdyby chodziło o inne miasto, to umianoby także znaleźć takie przeszkody, które przeniesienie się moje gdzie indziej, do jakiegoś uniwersyteckiego miasta, także uczyniłyby niemożliwem. /Piszę o tem dlatego, że w sposób nieoficjalny proponowano mi habilitację, wzgl. jej przeniesienie dwukrotnie ze strony uniwersytetu poznańskiego, raz z Krakowa i dwukrotnie z Wilna, które to propozycje konsekwentnie dotychczas odrzucałem, pragnąc wrócić w te strony, które uważam za swoje i czując się związanym i zobowiązanym wobec SzPana Profesora i uniwersytetu, który mię habilitował/. Należałoby więc koniecznie przestać być nauczycielem, by się wydostać z pod opieki p. Zagórowskiego, który korzysta z każdej sposobności, by wydawać decyzje dla mnie niekorzystne. Dlatego ośmielam się zwrócić do Wielce Szanownego Pana Profesora z uprzejmem zapytaniem, czy Panu Profesorowi nie jest znana jaka możliwość uzyskania we Lwowie takiej posady, która zapewniłaby mi utrzymanie wraz z rodziną i pozwoliła na przeniesienie do Lwowa, a zarazem pozwoliła pracować na Uniwersytecie. Wyraźnie przytem zaznaczam, że przez ową posadę nie rozumiem nadzwyczajnej katedry, nie dlatego, bym jej nie pragnął jako rzeczy, która wreszcie pozwoliłaby mi całkowicie oddać się nauce, lecz dlatego, że uważam, iż mam za mało prac na to i doświadczenia, a nadto, ponieważ sprawa katedry Kazika jest o ile mi wiadomo dotychczas nie załatwioną, a Kazik ma tu oczywiście pierwszeństwo. Mam tylko już dość stosunków w szkolnictwie średniem, a nadto siły moje zaczynają się już powoli wyczerpywać w tej ciężkiej pracy. Wieczne chodzenie po schodach po kilkanaście pięter dziennie jest dla mego serca bardzo szkodliwe, a przebywanie po pięć godzin dziennie w zepsutem powietrzu jest dla mych i tak trochę nadwyrężonych płuc również niewskazane. Jeżeli nadto miast uznania spotykają mię różne niespodzianki ze strony zresztą tylko mych władz najwyższych, to ostatecznie odejdzie człowiekowi ochota do tego wszystkiego. Gdyby więc Wielce Szanowny Pan Profesor miał jakowe informacje w tym względzie, byłbym serdecznie za nie wdzięczny.

            Narazie zaś wysuwa się sprawa następująca: gdyby słuszne były moje przypuszczenia, to prawdopodobnie nie byłoby możliwe, bym w jesieni zaczął wykłady. Może przeto należałoby tę zwłokę wykorzystać w ten sposób, by wyjechać zagranicę, jak o tem niegdyś już pisałem do SzPana Profesora. Dlatego ośmielam się zapytać, czy sprawa udzielenia owego stypendjum kandydatowi SzPana Profesora została już pomyślnie załatwiona i kiedy ewentualnie możnaby wnieść podanie o udzielenie zasiłku na wyjazd zagranicę. Przypuszczam bowiem, że mimo wszystko władze szkolne najwyższe nie odważyłyby się odmówić mi urlopu, gdyby Wydział Nauki udzielił mi stypendjum. W każdym razie nie chciałbym bez żadnej zmiany i w roku przyszłym uczyć w gimnazjum toruńskiem, bo przebywanie tylu – i to najlepszych, lat rozwoju umysłowego w małej prowincjonalnej dziurze, jaką jest Toruń uważam za nadzwyczaj niewskazane dla siebie.

                       Bardzo przepraszam za ten tak długi list. Chciałem jednak zawiadomić Wielce Szanownego Pana Profesora i prosić o radę, co czynić należy w tej sytuacji. Natomiast nie proszę o interwencję ani w Kuratorjum, ani w Ministerstwie. Może sprawa sama się jakoś rozwiąże.

                       Łączę wyrazy jak najgłębszego poważania

                                                                                                               Roman Ingarden