/
EN

List do Władysława Tatarkiewicza z 21.03.1959

                                                                         Rabka, 21. marca 1959 r.

Drogi Władysławie,

  n             Wyjechałem tu na trzy dni, żeby się po grypie trochę odprężyć, bo miewam jeszcze wciąż temperatury przed wieczorem. Mieszkamy w Stasinie, dom UJ. Bardzo tu przyjemnie, pogoda wspaniała.
             List Twój dostałem wczoraj wieczór po powrocie z Uniwersytetu. Dziękuję Ci za niego i przyjmuję go w tym sensie do wiadomości, że szczegóły, na które pozwoliłem sobie zwrócić Twoją uwagę, stały się bez intencji Autora. Byłem zresztą o tym przekonany, pisząc mój list i bardzo Cię przepraszam, jeżeli mój list zrobił inna wrażenie. Owo zdanie o „zmowie”, w która w stosunku do mnie u nas panuje, dotyczy oczywiście Twardowszczyków – zresztą z wyjątkami, np. Czeżowski – którzy na ogół są sami mało twórczy, ale wielce ambitni i nie mogą znieść, że ktoś, kto nie jest Twardowszczykiem sensu stricto [(x) mógł wyprodukować więcej od nich] – jakkolwiek w chwilach, gdy mię potrzebują, np. gdy chodzi o uczczenie mistrza, do mnie się o pomoc zwracają.             Niedawno temu była taka sytuacja, tylko się wymówiłem. I wiem, że Ty tych zamiarów ani tych koneksji nie posiadasz. Ja też miałem po owym zdaniu o „zmowie” napisać zdanie, że zawsze uważałem, iż do niej nie należysz, gdy tymczasem pewne szczegóły nowego wydania III tomu i I-go również obudziły moje wątpliwości, z aby nie ulegasz presji owej grupy ludzi. Ale potem już tego zdania nie napisałem, właśnie dlatego, że nie chciałem Cię urazić. Jeżeli do tego doszło, bardzo mi przykro, byłem daleki od chęci uczynienia tego.
n               Myślę, że przyczyną tego, co się stało, jest , że nie miałeś ochoty zajmować się tym wydaniem i oddałeś innym wprowadzenie takich lub innych zmian. [(x) Ja doradzałem niegdyś przedruk bez wszelkich zmian. Z chwilą, gdy pewne zmiany zostały wprowadzone, trzeba ponieść odpowiedzialność za II wydanie.] Efekt tego nie jest dobry, bo np. jeżeli można było wprowadzić prace mego syna to już trzeba to było zrobić dobrze. Pominięto, jak sobie teraz uświadamiam, dobrą jego pracę, a umieszczono te, które noszą wiadomo piętno na sobie, tzn. nie ma śladu, o ile się nie mylę, z jego artykułu o Kartezjuszu – choć może w spisie autorów tego tomu jest wymieniony – a podane są obie prace „partyjne” i – przynajmniej ta o Koperniku – w znacznej mierze niesłuszne. Właśnie dlatego będę starał się umieścić sprostowanie, że mylnie podane są w indeksie  jako moje prace, bo kto tam zobaczy owo R.S. A już dość miałem przykrości we Francji z powodu sposobu, w jaki został ogłoszony artykuł mego syna w La Pensée.
n               Piszesz, że zamieszczono tylko prace historyczne. Ależ praca moja o Poetyce Arystotelesa i o Laokoonie Lessinga ma właśnie taki charakter. A byłem już uczulony na ową pracę o Poetyce z powodu zachowania się Sinki, który osobiście przede mną chwalił tę pracę, a potem w nowym wydaniu swego tłumaczenia ją opuścił, chyba przy swej pamięci nie zapomniał. [(x) Najlepsza moja praca o neopozytywizmie. Po francusku w Revue Philosophique jest pominięta, a wymieniony popularny artykulik w Marchołcie itp.] I nie zgadza się, że tylko do 45-go roku sięga Twoja Historia, bo nie tylko zdania poświęcone „Sporowi” świadczą przeciw temu, który wszak ukazał się po r. 1945 (1947/8), ale i owe dość liczne zresztą uzupełnienia literatury także dotyczą prac ogłoszonych po r. 1950, jak prace mego syna. Strona, na której nie ma wzmianki o mej pracy o Poetyce, nie było fotokopiowania, lecz jest przedrukowywana, gdyż na niej właśnie znajdują się nowe tytuły, których w I wydaniu nie było. Po prostu uzupełniano tak literaturę, że pozostały wyraźne luki, robiące wrażenie stronniczości.
  n             Autor III tomu, przy pisaniu go, był – wybacz mi to stwierdzenie – za wygodny. Potraktował polską filozofię w ogóle „per nogam”. Moim zdaniem nie zrobiłby tego żaden autor niemiecki czy francuski, czy wreszcie angielski, żeby swoją własną filozofię potraktować ut aliquid fecisse videatur. Na ogół Niemcy przesadzają w wysuwaniu filozofii niemieckiej na czoło nowożytnej filozofii europejskiej. Ale przesadzać, a potraktować polską filozofie XX w. tak, jak by jej nie opłacało się wcale czytać – to całkiem inna sprawa. Przecież, gdybyś się był zdobył na przeczytanie choćby mojego „Sporu”, nie mógłbyś go tak potraktować jak to się stało, poświęcając zarazem np. Heideggerowi i Sartrowi – przy bardzo wątpliwej wartości tego filozofowania – tak wiele miejsca. Traktowanie poszczególnych autorów jest zresztą  bardzo nierównomierne, n i e obejmujące w sposób syntetyczny całości, tylko dotyczące jakiegoś fragmentu. Tak jest np. z N. Hartmannem, którego rola zresztą jest mym zdaniem zbyt przeceniona w stosunku np. do Maxa Schelera (podobnie jak Heideggera w stosunku do Husserla i Schelera). Już po pierwszym wydaniu powiedziałem Ci, że z fenomenologii klasycznej to znaczy bez Heideggera pozostał tylko program, a nie ma wcale dorobku. Tak samo wydaje mi się, że sposób przedstawienia stanowiska Brentany zgodny jest wprawdzie ze sposobem, w jaki go przedstawił Twardowski (który zlikwidował Brentanę filozofa, a zrobił z niego opisowego psychologa). Twoje przedstawienie nie uwzględnia wcale całej pośmiertnej literatury Brentany, która dopiero pokazała, jakimi to zagadnieniami zajmował się Brentano. Tak samo przedstawienie poglądów Bergsona nie uwzględnia szeregu centralnych jego twierdzeń, które dopiero pozwalają zrozumieć związek między jego teorią intuicji a teorią intelektu. Podobnie parcjalne jest przedstawienie J. St. Milla, które nie odsłania istotnej wielkości tego filozofa, choć bardzo mi osobiście dalekiego. Ja rozumiem, że napisanie tego tomu było sztuką największą, ale 8 lat, które dzieli wydanie pierwsze od II-go, mogło przyczynić się do usunięcia różnych braków, które przy pierwszej redakcji mogły się były pojawić. Szkoda, że do tego nie doszło. Tom cały za mało poucza o treści poglądów i ich fundamentach, a zbyt wiele zawiera charakterystyk, dość często zawodnych, bo nie wypływających z treści przedstawionych poglądów. Szczegóły płynące stąd, że Autor nie zajął się sam uzupełnieniem literatury i oddał to widać w cudze ręce, nie bardzo skrupulatne, są niedociągnięciem, które prowadzi do takich nie miłych reakcji, jak np. moja, ale te dadzą się może w przyszłości usunąć, choć nie da się już usunąć działanie przez szereg lat tych 25.000 egzemplarzy tymi niedoskonałościami bibliograficznymi opatrzonych. Ale sądzę, że ważniejszą rzeczą merytorycznie jest nie przerobienie na nowo szeregu poszczególnych rozdziałów, które szereg stanowisk filozoficznych stawiają we fałszywym świetle. Gdyby to był prosty przedruk, Autor zrzuciłby z siebie odpowiedzialność, a le zmiany merytoryczne są nie tylko w III tomie, a więc tam, gdzie zmiany by się prosiły a ich nie ma, Autor ponosi odpowiedzialność.
n               Wybacz tę szczerą i otwarta krytykę. Sądzę jednak, że właśnie przyjacielskie stosunki mię do tego upoważniają. Nie mogę stanąć na stanowisku, które czasem dochodzi do mnie, że jest to książka popularna, raczej o znaczeniu ogólno-kulturalnym, gdyż jest to jedyna oryginalna polska historia filozofii i zbyt wiele od jej postaci zależy.

Przesyłam serdeczny uścisk dłoni

/podpis/ Twój Roman

(x) dopiski odręczne Ingardena zostały umieszczone na marginesie lub na dole strony.