List do Zofii Lisssy z 8.09.1949
Kraków, dn. 8.IX.1949 r.
Droga Pani Zofio.
Przeczytałem właśnie artykuł Pani w Kwartalniku Muzycznym pożyczywszy go sobie od p. Łobaczewskiej/. Z pierwszej redakcji przeczytałem tylko passus dotyczący mej rozprawy i zrażony jego niesprawiedliwością nie czytałem dalej.
Przede wszystkim muszę z przyjemnością stwierdzić, że nowa redakcja Pani artykułu oddaje mi sprawiedliwość zaznaczając niektóre punkty mego stanowiska zgodnie z faktami. W każdym razie nie stawia mię w świetle rzekomego przedstawiciela ‘’formalizmu”, gdy w rzeczywistości j a wówczas byłem tym, który występował przeciw „formalizmowi” /tzn. stanowisko, które głosi, że w utworze muzycznym nie ma nic, coby było natury niebrzmieniowej/. A starałem się pokazać, że n a w e t w muzyce ‘’absolutnej” ‘’czystej”, a więc muzyce, która ani nie jest ‘’przedstawiającą” ani ‘’programową”/co ja jeszcze rozróżniam występują różne niebrzmieniowe składniki: momenty strukturalne, quasi czasowa struktura, jakości emocjonalne i jakości metafizyczne. Że tego rodzaju czynniki występują a fortiori w mzyc zawierającej motywy przedstawiające /Darstellungsmotive/ i w muzy ‘’programowej” – nie miałem wątpliwości ani nie podawałem w wątpliwość. Wywody zaś moje na temat niebrzmieniowych momentów muzyki czystej ograniczałem właśnie do tej muzyki, właśnie dlatego, żeby przekonać f o r m a l i s t ó w że jest inaczej niż oni twierdzą. Dziś rolę się niejako odwróciły i Pani w pierwszej redakcji tak to wszystko nieszczęśliwie sformułowała, że wyglądało, że Pani broni ‘’treściowców przeciw formalistom, do których – wydawało się – i ja należę. Stąd mój protest.
Nie wspominałbym dziś już o tym, gdyż sprawę przez Pani nową redakcję uważam za pogrzebaną. Czynię to tylko dlatego, że odnoszę wrażenie, że Pani i dziś jeszcze jest raczej bliska formalizmowi /w podanym przeze mnie znaczeniu / a nie w tym jakim bliżej nieokreślonym którym się dziś szermuje chcąc drugiego pognębić/. A dlaczego mi się takwydaję, opowiem niżej. Wpierw jednak jeszcze pewne uwagi.
Artykuł Pani w Kwartalniku uważam za dobry i poważny i stanowi on w tymsensie postęp w stosunku do mego artykułu z r. 1933, że Pani stawia sobie pytanie, jak to sobie wytłumaczyć, że jakości emocjonalne /Pani mówi ’’treści psychiczne” co do czego można by jeszcze dyskutować./ mogą się pojawić w utworze muzycznym. Pytanie jest uzasadnione a odpowiedź na nie wydaje się na pierwszy rzut oka prawdopodobna. Mam jednak dość poważne zastrzeżenia. O tym za chwilę. Godzę się natomiast na następujące punkty:
1. na to, że istnieją utwory, w których występują ‘’Darstelungsmotive” – to jest zaznaczone jeszcze w tekście z r. 1933. Trzeba jednak pamiętać, że ten termin używany przez muzykologów ma trochę inne znaczenie ‘’Darstellung’’ niż to, które nadałem temu terminowi w książce ‘’Das literarische Kunstwerk”, gdzie starałem się go dokładnie określić, a terminologią mej rozprawy jest terminologią tej książki, bo to tylko pewne rozwinięcie jednego z jej paragrafów.
2.Godzę, że Darstellungsmotive spełniają swą funkcję w utworach muzycznych przez ‘’podobieństwo” – onomatopejiczne, a więc właśnie n i e tak, jak się dokonuje ‘’Darstellung’’ w dziele literackim /przez intencjonalność znaczeń/. To zresztą Pani w tym artykule uznaje – ale czy tylko przez podobieństwo? Czy zawsze tak się dzieje? Nie jestem co do tego przekonany.
3. Godzę się, że w utworze muzycznym m o ż e występować funkcja „wyrażania” – taka jaka zachodzi np. w tworach językowych spełniana przez sposób, w jaki się wypowiada słowa czy zdania, resp. przez to, co nazwałem w Das literarische Kunstwerk „Manifestationsqua litaten. – gdy istotnie z dzieła /w pewnych warunkach – tym potem/ dowiadujemy się w sposób n a o c z n y o faktach psychicznych, indywidualnych a u t o r a, a n i e na l e ż ą c y c h do dzieła. Wyrażając tę zgodę zarazem precyzuję w pewien sposób sens ‘’wyrażania” i tego, co ‘’wyrażone’’- że jak się Pani może domyślać, staje się wątpliwe, czy Pani o takim ’’wyrażaniu’’ mówi. Ale tylko w tym ścisłym znaczeniu twierdziłem w mej rozprawie, że w muzyce absolutnej ‘’wyrażanie” n i e dokonuje się.
Wobec tego, że ani Darstellungsmotive ani Ausdruckmotive nie muszą się pojawiać w k a ż d y m dziele muzycznym /w czystej, absolutnej muzyce ich mym zdaniem nie ma/, że nadto, to, co jest przedstawione lub wyrażone nie jest natury m u z y c z n e j, co Pani sama stwierdza, twierdziłem w mym artykule, że oba te motywy nie są istotne w ogóle dla dzieła muzycznego, bo to, co istotne nie może odpaść; niemniej mogą być bardzo istotne dla niektórych dzieł, które w budowie swej są na to właśnie obliczone, żeby tego rodzaju motywami operować. Nie mógłbym się zaś zgodzić, żeby k a ż d y utwor obok ‘’asemantycznych” motywów zawierał i musiał zawierać motywy tych dwu rodzajów.
Zastrzeżenia moje są następujące:
1. Myślę, że wypadki, które Pani ma na myśli mówiąc o ‘’wyrażaniu” treści psychicznych in specie – są właśnie tymi, które ja miałem na oku, gdy mówiłem o jakościach emocjonalnych i metafizycznych w utworze muzycznym, ale wypadki te zarazem n i e s ą wypadkami ‘’wyrażania” w ścisłym tego słowa znaczeniu i to wyrażania treści psychicznych – jak się to zwykle mówi: autora. Pani /i mnie/ chodzi o wypadki, w których po prostu na tworach dźwiękowych pojawiają się pewne nowe jakości n i e b r z m i e n i o w e , a t a k i e s a m e jak te, które pojawiają się np. na krajobrazie lub na czyjeś twarzy lub wreszcie na pewnej masie przeżyciowej, które w poszczególnych wypadkach nazywamy ‘’smutny”, ‘’pogodny”, ‘’radosny” itp. To są owe ‘’bezpodmiotowe” jakości, niezindywidualizowane, nie przejawiające czyjś konkretny stan psychiczny, ale proste jakości – jak Pani mówi – in specie. O nich także mówi Schering /po mym artykule, którego oczywiście nie mógł znać/, jak się od Pani teraz dowiedziałem. Ale te jakości n i e są s t a n a m i psychicznymi żadnego człowieka, a w szczególności autora czy słuchacza, i wcale nas do żadnego człowieka czy w ogóle do żadnego przedmiotu p o z a dziełem nie odwodzą. Po prostu znajdujemy j e w d z i e l e. Gdybyśmy mieli do czynienia w nich ze zjawiskiem ‘’wyrażania”, to musiałoby dojść do takiego o d w o d z e n i a czy wywodzenia nas z dzieła do czegoś innego: do stanu psychicznego pewnego człowieka, tak, jak ton wypowiedzi czyichś słów odwodzi nas od tych słów do czyjegoś wzruszenia czy pogardy tego kto je wypowiada. Tak samo: jak jakość smutku na czyjeść twarzy lub gest ‘’zniechęcenia” odwodzi nas od twarzy i jej miny, od gestu do czegoś innego: do faktu zachodzącego w psychice danego człowieka, ‘’wyrażonego’’ tylko w tej minie czy w tym geście, ale nie będącego jego składnikiem czy momentem. Tymczasem: składnikiem resp. momentem fazy dzieła muzycznego jest moment in specie smutku czy radości czy ‘’rewolucyjności” ‘’buntowniczości’’ itp. nie on jest tedy ‘’wyrażony”, lecz on w najlepszym razie – o ile są po temu warunki i okoliczności ‘’wyraża’’ /łącznie z motywem brzmieniowym, na którym się pojawia, tak samo jak smutek ‘’na twarzy” łącznie z tą twarzą i zmarszczką na niej wyraża coś, co jest p o z a twarzą, ‘’w duszy” człowieka.
I tu wydaje mi się, ze Pani jest wciąż jeszcze ‘’formalistką’’ w podanym wyżej znaczeniu. Bo odnoszę wrażenie, że Pani wciąż jeszcze w głębi duszy nie uznaje, ze w s a m y m utworze występują jakości emocjonalne /metafizyczne/. Te jakości bierze Pani za ‘’treści psychiczne’’ i zdaje się jest trudne dla Pani przyjąć, że one mogą być osadzone na ‘’tonach” czy ‘’dźwiękach”, które przecież niczym ‘’psychicznym” nie są. Wydaje się, że Pani sama wciąż jeszcze za twór ‘’muzyczny” uważa tylko pewien twór czysto brzmieniowy o czysto brzmieniowych własnościach i momentach – jak Hanslick, a to, coś, co jest ‘’wyrażone” – jak Pani mówi – to już nie jest w samym dziele, to tylko przez nie się przejawia. Ktoś, kto jest dualistą w sensie Kartezjusza gdzie to, co ‘’psychiczne’’ wyklucza się z tym. co ‘’fizyczne”, temu zaiste trudno pogodzić się, żeby na krajobrazie ‘’mógł się” pojawiać moment smutku, żeby mogły być ’’tragiczne” utwory muzyczne z tragicznością w samym dziele występującą. Ale to bardzo przestarzały sposób widzenia spraw, nie tylko z punktu widzenia ‘’materializmu”, ale z punktu widzenia tych, którzy materializmu nie przyjmują i są zarazem realistami.
Jeżelindzieło muzyczne może nas w pewnych wypadkach odwodzić od siebie samego do czegoś, co jest p o z a nim, w szczególności do autora i jego faktów psychicznych, jeżeli inaczej mówiąc ma spełniać funkcję ‘’wyrażania” faktów psychicznych zachodzących w autorze/lub w pewnej osobie przedstawionej przy pomocy tekstu literackiego – zob. Peleas i Melisanda np./, to czyni to przy pomocy tworów, które same w sobie zawierają a/ pewien twór dźwiękowy, b/ jakość emocjonalną lub metafizyczną na a/ opartą. Ta to całość dopiero odwodzi nas do autora czasami, gdy zaistnieją po temu warunki, na ogół zewnętrzne dla samego dzieła: gdy autor sam gra lub też, gdy my jesteśmy tak nastawieni przez tekst złączony z utworem lub prze choćby tytuł lub w ogóle przez prosty przesąd, że dzieło sztuki musi coś ‘’wyrażać’’ z duszy autora.
2. Mam zastrzeżenia co do sposobu, w jaki to, co u P a n i nazywa się ‘’warażaniem” /po prostu pojawianie się w utworze jakości emocjonalnych/ ma się odbywać, czy dochodzi do skutku /owo symbolizowanie, które wymyślił Wallis/. Być może, że czasem może się to tak odbywać jak Pani pisze, ale, jak sama Pani podkreśla, jakoś w przeważającej ilości wypadków b r a k owego członu 3-go pośredniczącego podobnego w swej jakości postaciowej do tworu brzmieniowego ‘’ruchu wyrazowego”. Brak go myślę nie dlatego, że dochodzi do pewnego rodzaju zautomatyzowanego skrótu, ale po prostu dlatego, że w przeważającej ilości wypadków n i a ma ż a d n e g o p o d o b i e ń s t w a między ‘’ruchem wyrazowym” a postacią tworu dźwiękowego /samego w sobie bez osadzonej na nim jakości emocjonalnej./. Konia z rzędem, jeżeli Pani potrafi pokazać w konkretnych wypadkach np. muzyki Chopina, która jest pełna – jak w ogóle muzyka romantyczna – takich jakości emocjonalnych w samym dziele, owo podobieństwo do ‘’ruchów wyrazowych’’ np. do drobnego skrzywienia warg lub zmrużenia szczególnego oczu lub do prawie niezauważalnego rozszerzenia się źrenicy lub przeciwnie do jej zwężenia itp. To tylko, gdy się mówi całkiem ogólnikowo wydaje się że tak koncepcja da się przeprowadzić /choć nie przeczę, że może się Pani uda podać pewne wyjątkowe wypadki, gdzie pewnego rodzaju podobieństwo może zachodzić/. Więc myślę, że trzeba szukać jakiegoś innego wytłumaczenia faktu i możliwości pojawiania się w tworach muzycznych jakości emocjonalnych, a zwłaszcza metafizycznych /Chyba Pani nie przeczy pojawianiu się takich jakości, inaczej największe rzeczy Bacha czy Beethovena czy choćby Czajowskiego dla Pani przepadają zupełnie/. Godzę się tedy, że istnieje problemat, ale zjadliwy on jest tylko dla Kartezjusza, który ma z jednej strony bezjakościową materię z drugiej niematerialne, myślące dusze. Dla mnie, choć nie jestem materialistą, problemat ten jest nie tak bardzo zjadliwy, ale że nie jest tak łatwy do rozwiązania, na to się godzę.
3. Co do wiewarstwowości dzieła muzycznego, to obstaję przynajmniej dla dzieł czystej absolutnej muzyki za jednowarstwowością. Myślę, że gdy Pani była lepiej zauważyła moje zastrzeżenia w mym artykule robione pod adresem Hartmanna, gdyby Pani dobrze znała moją książkę Das literarische Kunstwerk, to by się Pani ze mną zgodziła, że ani momenty strukturalne, ani quasi-czasowa struktura, ani jakości emocjonalne czy metafizyczne osobnych warstw dzieła – w moim rozumieniu – nie tworzą. Pewne wątpliwości co do tego mam tam, gdzie występują
‘’Darstellungsmotive w stylu Nuages Debussyego lub tam, gdzie muzyka wspólnie z tekstem jest istotnie wyrażająca: programowa: Peleas i Melisanda ale wiele wiele innych. Tu pewnie trzeba mówić o warstwach, w szczególności o przedmiotach przedstawionych, których stany są ewentualne także wyrażone – ale to wszystko nie jest już czysta muzyka. Czy tam, gdzie są Darstellungsmotive zupełnie bez pomocy tekstu ani tytułu, dochodzi do ukonstytuowania się osobnej warstwy przedmiotów przedstawionych, można mieć wątpliwości, ale trzeba by to przedyskutować.
4. Nie wierzę w istnienie ‘’zakorzenionych od tysiącleci” konwencji. przy tzw. ‘’ruchach wyrazowych’’. Gdyby one mogły powstać przez konwencję. Ale zawarcie tej konwencji zakłada już wiedzę o cudzych faktach psychicznych. Skąd ją wziąć bez funkcji wyrażania?
Czytałem na razie w połowie Pani artykuł w książce Jak słuchać muzyki? Uważam go za poważny i naukowy /Szumana: nie./, ale w bardzo wielu sprawach się nie godzę. Jeszcze nie skończyłem czytać, więc mi trudno pisać, ale – skąd ten Kantyzm unPani?
Na razie kończę i przesyłam Pani wyrazy serdecznych pozdrowień